Jako dziecko lubiłam słuchać strasznych historii opowiadanych w gronie znajomych: że ktoś słyszał, jak komuś ukazał się w duch, komuś zanadto przyglądał się kierowca czarnej wołgi, a kogoś innego pod sam dom śledził dziwny nieznajomy, który potem długo w noc pukał do jego drzwi. Takie historie – podobno prawdziwe, choć przecież mało prawdopodobne – mają swój niewątpliwy urok. Łatwo zawiesić niewiarę i dać się wciągnąć w wir narracji uwiarygodnianej zapewnieniem osoby nam znanej, że tak właśnie było. Wznowiona w ubiegłym roku przez wydawnictwo Prószyński i S-ka powieść W kleszczach lęku Henry’ego Jamesa rozpoczyna się jako taka właśnie opowieść. Grono znajomych w starym dworze w okresie Bożego Narodzenia straszy się zasłyszanymi historiami. To jedna z nich – rzekomo autentyczna, spisana przez samą główną bohaterkę, z którą jednego z uczestników spotkania łączyła bliska relacja. Te informacje o pochodzeniu czytanego manuskryptu i jego autorce to jedyne wprowadzenie i komentarz do całej historii – niepokojącej, wieloznacznej, rodzącej więcej pytań niż odpowiedzi.
Jest koniec XVIII wieku. Młoda guwernantka pochodząca z niezbyt bogatej rodziny zostaje zatrudniona do opieki nad dwójką sierot. Ich prawny opiekun (wuj) stawia jeden warunek: pod żadnym pozorem nie wolno go niepokoić – opiekunka wszelkie kwestie związane z wychowaniem dzieci ma rozstrzygać sama. Zauroczona przystojnym arystokratą dziewczyna poczytuje to jako dowód wielkiego zaufania i postanawia sprostać zadaniu, by zyskać uznanie w oczach pracodawcy. W wiktoriańskim domu na prowincji Bly czeka na nią skromna służba oraz kilkuletnia, podobna do anioła Flora. Kilka dni później do domu na wakacje powraca ze szkoły ujmujący i śliczny brat dziewczynki – Miles. Początkowo dzieci jawią się guwernantce jako idealne: piękne, ułożone, czułe, mądre. Ich wychowywanie i nauczanie wydaje się pracą marzeń. Trudno tylko zrozumieć, dlaczego Miles został wydalony ze szkoły. Z czasem dziewczyna zaczyna jednak widzieć zjawy, które udaje się jej zidentyfikować jako dawnych opiekunów sierot, związanych niejasnym, grzesznym związkiem. Zdana tylko na siebie guwernantka postanawia walczyć o dzieci, których niewinności zagrażają duchy.
Choć w otwierającej scenie uczestnicy bożonarodzeniowego spotkania opowieść młodej guwernantki opisują jako historię o dzieciach, które widziały duchy, Henry James nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie, czego tak naprawdę świadkiem jest czytelnik. Ten czołowy przedstawiciel realizmu psychologicznego przedstawia bowiem zdarzenia w relacji guwernantki, nadając im bardzo subiektywną perspektywę. Tylko ona widzi zjawy. Wprawdzie opisując ich wygląd, uzyskuje od służby wiedzę o przeszłości duchów, ale oceny sytuacji i zamiarów dawnych opiekunów dokonuje sama. Samodzielnie nabiera także podejrzeń co do tego, że jej młodzi podopieczni tylko udają niewinne istoty, a w rzeczywistości grają z nią w dziwną grę. Rozdarta wewnętrznie, wciąż bardziej przerażona, zdeterminowana w walce o dusze wychowanków, coraz silniej ulega niepokojącej atmosferze dworu. To opowieść grozy o nawiedzonym domiszczu, ale nie duchy tu straszą, a wyobrażenie o ich mocy – i to zarówno wyobrażenie narratorki, jak i budowane na tej podstawie wyobrażenie czytelnika. Subtelnie, ale tym mocniej straszy Henry James, a nagły finał, nieznający nawet słowa autorskiego komentarza, zaskakuje i na długo nie pozwala odłożyć książki po skończonej lekturze.
Połączenie horroru – ale nie epatującego krwią, brzydotą i przemocą, lecz wynikającego z naturalnego strachu przed tym, co niewytłumaczalne – z wnikliwą analizą psychologiczną stanowi o mocy tej powieści. Wielokrotnie podkreśla się, że to studium lęku, a zarazem istoty zła, bo popadająca w obłęd narratorka coraz silniej zatraca się w świecie, w którym duchy personifikujące zło wywierają realny wpływ na żyjących. Analizuje to siebie i swoje uczucia, to naturę zła. Szuka w sobie siły dla stawienia czoła przerażającej rzeczywistości. Czy relacja guwernantki oddaje jednak prawdziwe wydarzenia, czy stanowi tylko urojenia młodej psychiki nadmiernie obciążonej odpowiedzialnością, samotnej i poddanej działaniu napędzającego wyobraźnię starego dworu? Ostatecznej odpowiedzi na to pytanie nie daje sam autor, a wynikająca z przyjętego sposobu narracji fragmentaryczność czytelniczego pola widzenia i zawarty w opowieści silny ładunek emocjonalny utrudniają zadanie postawione przed odbiorcą. Zresztą spory o to, co tak naprawdę chciał przekazać Henry James, trwają od stu lat i zajmują głowy poważnych krytyków literackich. Co istotne dla współczesnego czytelnika, powieść ta nie zestarzała się nawet trochę – nadal budzi lęk i wciąga w niezwykłą grę w prawdę i w fałsz, prowadząc po meandrach obciążonej lękiem psychiki.
Jest koniec XVIII wieku. Młoda guwernantka pochodząca z niezbyt bogatej rodziny zostaje zatrudniona do opieki nad dwójką sierot. Ich prawny opiekun (wuj) stawia jeden warunek: pod żadnym pozorem nie wolno go niepokoić – opiekunka wszelkie kwestie związane z wychowaniem dzieci ma rozstrzygać sama. Zauroczona przystojnym arystokratą dziewczyna poczytuje to jako dowód wielkiego zaufania i postanawia sprostać zadaniu, by zyskać uznanie w oczach pracodawcy. W wiktoriańskim domu na prowincji Bly czeka na nią skromna służba oraz kilkuletnia, podobna do anioła Flora. Kilka dni później do domu na wakacje powraca ze szkoły ujmujący i śliczny brat dziewczynki – Miles. Początkowo dzieci jawią się guwernantce jako idealne: piękne, ułożone, czułe, mądre. Ich wychowywanie i nauczanie wydaje się pracą marzeń. Trudno tylko zrozumieć, dlaczego Miles został wydalony ze szkoły. Z czasem dziewczyna zaczyna jednak widzieć zjawy, które udaje się jej zidentyfikować jako dawnych opiekunów sierot, związanych niejasnym, grzesznym związkiem. Zdana tylko na siebie guwernantka postanawia walczyć o dzieci, których niewinności zagrażają duchy.
Choć w otwierającej scenie uczestnicy bożonarodzeniowego spotkania opowieść młodej guwernantki opisują jako historię o dzieciach, które widziały duchy, Henry James nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie, czego tak naprawdę świadkiem jest czytelnik. Ten czołowy przedstawiciel realizmu psychologicznego przedstawia bowiem zdarzenia w relacji guwernantki, nadając im bardzo subiektywną perspektywę. Tylko ona widzi zjawy. Wprawdzie opisując ich wygląd, uzyskuje od służby wiedzę o przeszłości duchów, ale oceny sytuacji i zamiarów dawnych opiekunów dokonuje sama. Samodzielnie nabiera także podejrzeń co do tego, że jej młodzi podopieczni tylko udają niewinne istoty, a w rzeczywistości grają z nią w dziwną grę. Rozdarta wewnętrznie, wciąż bardziej przerażona, zdeterminowana w walce o dusze wychowanków, coraz silniej ulega niepokojącej atmosferze dworu. To opowieść grozy o nawiedzonym domiszczu, ale nie duchy tu straszą, a wyobrażenie o ich mocy – i to zarówno wyobrażenie narratorki, jak i budowane na tej podstawie wyobrażenie czytelnika. Subtelnie, ale tym mocniej straszy Henry James, a nagły finał, nieznający nawet słowa autorskiego komentarza, zaskakuje i na długo nie pozwala odłożyć książki po skończonej lekturze.
Połączenie horroru – ale nie epatującego krwią, brzydotą i przemocą, lecz wynikającego z naturalnego strachu przed tym, co niewytłumaczalne – z wnikliwą analizą psychologiczną stanowi o mocy tej powieści. Wielokrotnie podkreśla się, że to studium lęku, a zarazem istoty zła, bo popadająca w obłęd narratorka coraz silniej zatraca się w świecie, w którym duchy personifikujące zło wywierają realny wpływ na żyjących. Analizuje to siebie i swoje uczucia, to naturę zła. Szuka w sobie siły dla stawienia czoła przerażającej rzeczywistości. Czy relacja guwernantki oddaje jednak prawdziwe wydarzenia, czy stanowi tylko urojenia młodej psychiki nadmiernie obciążonej odpowiedzialnością, samotnej i poddanej działaniu napędzającego wyobraźnię starego dworu? Ostatecznej odpowiedzi na to pytanie nie daje sam autor, a wynikająca z przyjętego sposobu narracji fragmentaryczność czytelniczego pola widzenia i zawarty w opowieści silny ładunek emocjonalny utrudniają zadanie postawione przed odbiorcą. Zresztą spory o to, co tak naprawdę chciał przekazać Henry James, trwają od stu lat i zajmują głowy poważnych krytyków literackich. Co istotne dla współczesnego czytelnika, powieść ta nie zestarzała się nawet trochę – nadal budzi lęk i wciąga w niezwykłą grę w prawdę i w fałsz, prowadząc po meandrach obciążonej lękiem psychiki.
Henry James, W kleszczach lęku
Prószyński i s-ka, 2012, il. stron: 232
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik
Recenzja ukazała się wcześniej w Gildii
Henry James przyciąga jak magnes, a ta książka wydaje się być wyjątkowo interesująca.
OdpowiedzUsuńNie mam porównania do innych książek tego autora, ale po tym spotkaniu mieć zamierzam :)
UsuńOjojoj, ja dopiero co skończyłam pierwszy sezon American Horror Story i się napaliłam strasznie na wszelkie thrillery i horrory (tylko nie mogą być obrzydliwe, bo krew i rozczłonkowane ciała wcale mnie nie straszą...).
OdpowiedzUsuńBtw. wykorzystywanie dzieci w horrorach jest ostatnio strasznie popularne ;D Chociaż ja zdecydowanie wolę te bez nich, to zdarzają się perełki ;)
Bardziej niż horrorem nazwałabym to straszną historią. I nie wiem, czy na takie straszenie masz w tym momencie ochotę, ale na pewno warto spróbować :)
UsuńA co do tych dzieci w horrorach - nawet ja to zauważyłam, a ja generalnie nie jestem za tym gatunkiem i raczej nie szukam z nim kontaktu. Tu skusiło mnie nazwisko autora. I ekranizacja z Colinem Firthem, przed którą chciałam poznać książkę :)
Zastanawiałam się nad książką, dopisuję do listy:)
OdpowiedzUsuńWarto :)
UsuńO rany, jak ja lubię takie historie! Już dopisuję sobie książkę na listę do przeczytania wierząc, że kiedyś uda mi się nadrobić zaległości:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Książka niewielkich rozmiarów, a takie - przynajmniej u mnie - mają największe szanse szybko stracić status zaległości :)
UsuńRównież pozdrawiam :)
Mam w planach juz od jakiegoś czasu sięgnąć po książki tego autora , jeszcze nie wiem od której zacznę , może ta będzie pierwszą z nich ? Zapowiada się bardzo dobrze
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie mam porównania z innymi tekstami Jamesa, ale dla mnie ta książka okazała się bardzo satysfakcjonującym pierwszym spotkaniem z autorem :)
UsuńPozdrawiam
O, lubię tę książkę :) Bardzo, bardzo, bardzo! Cieszę się, że i Tobie się podobała. Czasu na spokojną lekturę (i oczywiście na opisanie wrażeń) życzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Oby Twoje życzenia w końcu się spełniły :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale zainteresowałaś mnie tą książką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cieszę się i również pozdrawiam :)
UsuńHenry James jest teraz wznawiany w takiej właśnie pięknej oprawie, jak na Twoim zdjęciu - bardzo mi się podoba cała seria. Ale też nie należy do najtańszych... ;)
OdpowiedzUsuńJuż sobie zamawiam w bibliotece, kiedyś czytałam wiele powieści James'a, ale w moim prywatnym postanowieniu mam do nich wrócić. Bardzo się cieszę, że napisałaś o tej książce.
Pozdrawiam serdecznie.
Naprawdę ładne te wznowienia. Z tym tytułem miałam szczęście - trochę przez przypadek trafił do mnie egzemplarz recenzyjny, ale resztę trzeba będzie nabyć w sposób bardziej tradycyjny - kiedyś :)
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam :)
Zaglądam do Ciebie i zaglądam, ale widzę czasu nadal brak ... Czekamy, czekamy, i czekać będziemy - to tak w ramach motywacji ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Taka motywacja to bardzo ważna rzecz :) Walczę z pracą, która powinnam skończyć już kilka lat temu. Wciąż mi się wydaje, że jeszcze tylko kilka dni i już będzie po wszystkim, ale jak wdać - wydaje mi się. Czasem uda mi się nawet coś przeczytać, ale na pisanie i generalnie blogowanie czasu i sił brakuje. Mam nadzieje, że jeszcze naprawdę tylko kilka dni i to się zmieni :)
UsuńSwietny serwis.
OdpowiedzUsuń