czwartek, 4 października 2012

Jim Butcher PEŁNIA KSIĘŻYCA

Po walce z demonem w strugach deszczu, w drugiej odsłonie przygód Harry'ego Dresdena przyjdzie mu prowadzić śledztwo w blasku księżyca. A jeśli tytułowa pełnia, to oczywiście w serii brutalnych morderstw musi maczać pazury jakiś wilkołak. Gdyby życie maga było proste, po takiej konstatacji Harry, zaopatrzony w srebrne kule, wyruszyłby na polowanie i byłoby po kłopocie. Ale biednemu zawsze wiatr w oczy – bo u Jima Butchera jest wiele typów wilkołaków, a część z nich kpi sobie ze srebra. W efekcie Harry'ego czeka ciężka przeprawa, a czytelników – czterysta stron przedniej rozrywki, od której niełatwo się oderwać.

Druga część przygód chicagowskiego maga-detektywa rozpoczyna się w kilka miesięcy po wydarzeniach opisanych we „Froncie burzowym”. Harry zyskał wprawdzie dziewczynę (albo osobę całkiem bliską tego statusu), ale stracił przyjaźń Karrin Murphy – szefowej policyjnej jednostki do spraw paranormalnych. Strata ta jest tym boleśniejsza, że przychody z konsultacji dla policji stanowiły jedyne stałe źródło dochodów maga. Pewnego księżycowego wieczoru, tuż po tym, jak dawna uczennica próbowała uzyskać od niego wyjaśnienia na temat bardzo potężnego magicznego kręgu, w życiu Harry'ego ponownie pojawia się Karrin, aby zabrać go na miejsce makabrycznej zbrodni, której ofiarą padł ochroniarz znanego czytelnikom z poprzedniej części serii mafiosa – Johnny'ego Marcone'a. Zanim na scenę wkroczy FBI, Harry ma wystarczająco dużo czasu, żeby do porozrywanego ciała dodać ślady wilczych łap na podłodze i krew na resztkach szyby w oknie. Pełny krąg księżyca na niebie dopełnia prostej kalkulacji jeszcze zanim Karrin potwierdza diagnozę informacją o bilansie poprzedniej pełni. A że motywacja potrafi działać cuda, Harry szybko zostaje uświadomiony, że od rozwiązania tej sprawy zależy nie tylko kariera Murphy, ale i jego wolność.

Szybka akcja, pierwszoosobowa, autoironiczna narracja i sympatyczny główny bohater – to już było w poprzedniej części serii. Ogromnym plusem „Pełni księżyca” jest natomiast tak szerokie wykorzystanie przez autora motywu wilkołaka: hexenwolfy, klasyczne wilkołaki, lykantropi, loup-garous – jest niemal pewne, że w tych czterech typach czytelnik odnajdzie każdy z rodzajów zmiennokształtnych, z którymi spotkał się w czasie swoich literackich wędrówek po fantastyce. Bo oczywiście poszczególne typy wilkołactwa różnią się nie tylko nazwą, ale i sposobem przemiany, cechami i odpornością na zranienie. Dlatego, choć na czas pełni z ulic Chicago zdają się znikać inne nadprzyrodzone istoty, nie odnosi się wrażenia pustki – wilki wszelkiej maści skutecznie zapełniają przestrzeń.

Autor dobrze wykorzystuje także problem zaufania, szczególnie w relacji między Karrin a Harrym, do końca trzymając głównego bohatera (a także czytelników) w niepewności co do zamiarów poszczególnych postaci. Brak zaufania sprawia, że Harry nie tylko ściga, ale i jest ściganym, i to także przez teoretycznych sprzymierzeńców w walce. Prawie osamotniony, osłabiony i wykrwawiony w kolejny starciach, w końcu nie może liczyć nawet na swoją najsilniejszą broń – magię. I po tym poznaje się naprawdę pozytywnego bohatera – że mimo wszystko wstaje i rusza do walki ze złem, bo żyje przekonaniem, że za większą mocą idzie większa odpowiedzialność. Kompletnie mnie nie dziwi, że kobiety ubóstwiają Harry'ego. Gdyby nie jego irytująca przypadłość ciągłego obwiniania się za wszelkie nieszczęścia, jakie mają miejsce w bliższej i dalszej okolicy, sama bym się pewnie dała uwieść jego urokowi.

Liżąc rany i zbierając siły do kolejnych bitew Harry wraca myślami do swojej przeszłości, co jest tym ciekawsze, że ma w sobie głęboko ukrytą ciemniejszą stronę, gotową korzystać z mocy bez oglądania się na koszty innych. Wraz z nią drzemią w magu demony przeszłości, które – wszystko na to wskazuje – dojdą do głosu w kolejnych częściach cyklu. Naturalne zwolnienia akcji niosą zatem ze sobą dodatkową treść, uzupełniając luki w nieznanej czytelnikom przeszłości Harry'ego.

Jest szybko, krwawo i całkiem zabawnie, gdy główny bohater wbrew zdrowemu rozsądkowi i możliwościom ludzkiego organizmu uparcie dąży do odkrycia, a potem pokonania niełatwego zmiennokształtnego przeciwnika. Gdzie brak zaufania, tam pojawiają się prawdziwe problemy? Chyba tak, bo gdyby niektórzy bohaterowie Butchera bardziej sobie ufali, może historia pewnej pełni w Chicago byłaby mniej tragiczna. Tylko o czym byśmy wtedy czytali?

Jim Butcher, Pełnia księżyca
MAG, 2012, il. stron: 400
Moja ocena: 4+/6


Recenzja ukazała się wcześniej w Gildii

10 komentarzy:

  1. Mam w starym wydaniu, ale jakoś mi się do czytania nie śpieszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może przy kolejnym tomie przygód Harry'ego Cię przekonam do sięgnięcia? Podobno jest coraz lepiej - i "Pełnia" jest faktycznie lepsza od "Frontu burzowego" :)

      Usuń
    2. Może... Pewnie jak będę miał potrzebę na coś szybkiego i lekkiego, to przeczytam. Chociaż podobnych książek w odwodzie mam kilka.

      Usuń
  2. Wypadałoby zabrać się wreszcie za pierwszy tom, bo recenzją drugiego narobiłaś mi smaku : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sobie lekturą "Pełni" narobiłam smaku na kolejne części cyklu - bo drugie spotkanie z Harrym uważam za bardziej udane od pierwszego :)

      Usuń
  3. Och, czyli czas w końcu dorwać tę powieść :) Poza tym za ksiązką przemawiają okładki - są niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nowe MAGowe wydanie też mi się ogromnie podoba - bardzo klimatyczne okładki :)

      Usuń
  4. Lubię Harry'ego. Podobno z każdym tomem jest lepszy... Ach, aż mi się zachciało - mam mały zapasik Butchera, chyba sobie zaserwuję jednego:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też słyszałam, że każda kolejna część jest coraz lepsza i dotychczasowe doświadczenia to potwierdzają, ale zobaczymy co będzie dalej. W każdym razie już się cieszę na część trzecią - choć nie jestem w takiej komfortowej sytuacji jak Ty i na moją "Śmiertelną groźbę" muszę jeszcze trochę poczekać :)
      Na wypadek, gdybyś się skusiła na Harry'ego - udanej zabawy życzę :)

      Usuń
  5. A ja nie czytałam narazie nawet pierszwgo tomu, więc i ten narazie odpada:P

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za podpisywanie się w komentarzach. Pozwoli mi to na identyfikację stałych gości. Z góry dziękuję. :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...