Jest rok 1914, w Europie niedawno wybuchła I wojna światowa, a „Lewiatanem”, olbrzymim powietrznym statkiem-wielorybem, na tajną misję do Konstantynopola (Stambułu) leci ze skrzynką pełną tajemniczych jaj doktor Barlow – wnuczka samego Darwina. Poza angielską załogą, w której skład wchodzi przebrana za chłopca Deryn Sharp, na pokładzie statku znajduje się także Alek – syn zabitego w zamachu w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga, który wraz z garstką przyjaciół próbuje umknąć śmiertelnym wrogom. Niezwykły i zawarty ad hoc powietrzny sojusz darwinistów z chrzęstami pozwolił im uciec przed niemieckimi siłami napotkanymi w mroźnej Szwajcarii, im bliżej jednak celu podróży, tym większa jest wzajemna nieufność. Dla tych, którzy pogubili się w tym krótkim wprowadzeniu mam krótką radę – znajomość ze steampunkową trylogią dla młodzieży warto rozpocząć od „Lewiatana”, bowiem „Behemot” to druga odsłona przygód Alka Habsburga i Deryn Sharp.
Akcja „Behemota” niemal w całości umiejscowiona została w Stambule. Modyfikując fakty historyczne, autor pozostawił sułtana na tronie kilka lat dłużej, by – jak sam przyznaje w posłowiu – uwikłać swoich bohaterów w kolejną rewoltę. O względy sułtana, który wciąż nie podjął decyzji, czy i po której stronie przystąpić do międzynarodowego konfliktu, zabiegają zatem tak darwiniści, jak i chrzęsty, a niezadowoleni z prowadzonej przez niego polityki rewolucjoniści osmańscy zbierają siły do kolejnego uderzenia. W ten tygiel sprzecznych planów i interesów wpadają młodzi bohaterowie „Behemota” po to, by – oczywiście – odegrać istotną rolę w kształtowaniu politycznej i wojennej rzeczywistości.
Westerfeld świetnie wykorzystał wielonarodowość i barwność osmańskiej stolicy. Zmechanizowane i zadymione miasto bardziej przypomina wprawdzie metropolie Niemiec czy Austro-Węgier niż Londyn bądź Paryż, jednak zachowuje przy tym własny niepowtarzalny koloryt – przy lekturze niemal czuje się w powietrzu orientalną mieszankę smaków i zapachów. Dzielnice strzeżone są przez ogromne mechaniczne golemy, ulicami suną mechaniczne słonie, uliczne stragany kuszą różnorodnością towarów, a turbany na głowach i charakterystyczne stroje odróżniają tubylców od przybyszów. Tło wydarzeń odmalowane przez autora naprawdę pozytywnie zaskakuje. Autor pokazuje przy tym, że ma sporo pomysłów także na ukazanie zbrojnych starć między darwinistkami a chrzęstami, z jednej strony wykorzystując technikę i elektryczność, z drugiej – niesamowite możliwości genetycznie modyfikowanych organizmów. Te bitwy robią wrażenie.
Do barwnych bohaterów znanych z „Lewiatana” Westerfeld dodał osmańskich rewolucjonistów, w tym młodziutką feministkę, której udaje się zaistnieć w męskim świecie bez ukrywania płci oraz amerykańskiego korespondenta nowojorskiej gazety, który wtykając swój dziennikarski nos w różne sprawy staje się naturalnym spoiwem i przekaźnikiem informacji. Znów dla losów historii ogromne znaczenie ma przyjaźń i lojalność. Wciąż niejawna dla Alka prawdziwa płeć Deryn sprawia przy tym, że jej uczucie do chłopaka, choć wpływa znacząco na dokonywane przez dziewczynę wybory, nie przekształca powieści w romans. Jednocześnie motyw jej tajemnicy dodaje historii emocji, bowiem nie wszyscy bohaterowie są równie niedomyślni jak młody książę i ryzyko odkrycia prawdziwej tożsamości Deryn wciąż się potęguje. Coraz silniej autor gra także kartą lojalności – młodzi bohaterowie muszą podejmować nierzadko trudne wybory, ocierając się nawet o zdradę stanu.
Drugim tomem trylogii Westerfeld potwierdza, że tą serią warto się zainteresować. Sprawnie napisana historia trzyma w napięciu dzięki bardzo dobrze poprowadzonej akcji, młodzi bohaterowie wciąż budzą sympatię, a spryt i odwaga, które pozwalają im odgrywać znaczącą rolę w świecie dorosłych, zapewne zachwycą docelowego czytelnika i naiwnością lekko rozbawią starszego odbiorcę. Wybór Stambułu na miejsce akcji uważam przy tym za niezwykle trafny – melanż tego, co europejskie, z tym, co orientalne, doprawiony skutkami walki o wpływy między darwinistami i chrzęstami okazał się naprawdę malowniczy. Jednocześnie na uwagę zasługują kreatywność autora w budowaniu przekonującej wizji steampunkowego świata oraz zręczność ilustratora, Keitha Thompsona, w obrazowaniu miejsc, osób czy wydarzeń. To naprawdę bardzo udana propozycja lekkiej, fantastycznej literatury przygodowej dla młodzieży, która bez moralizatorskiego zadęcia i niejako mimochodem, przy okazji wielkiej przygody rozgrywającej się na tle alternatywnej historii pierwszej wojny światowej, propaguje wartości takie jak przyjaźń, odpowiedzialność czy lojalność wobec własnych przekonań.
Scott Westerfeld, Behemot
Rebis, 2011, il. stron: 464
Moja ocena: 5+/6
Recenzja ukazała się wcześniej w Katedrze
Właśnie się zastanawiałam czy warto interesować się tymi książkami no i mam odpowiedz :)
OdpowiedzUsuńDo usług ;)
UsuńMam ten tytuł na liście. Mam nadzieję, że kiedyś doba się wydłuży, to kupię serię i przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję, że kupisz i przeczytasz niezależnie od tego, czy doba się wydłuży ;)
UsuńTo teraz nie pozostaje Ci nic innego, jak natychmiastowe pochłonięcie trzeciego tomu. :) A potem zostaje już tylko smęcenie, że to już niestety koniec!
OdpowiedzUsuńJest w planie na październik. Pewnie zacznę czytać w przyszłym tygodniu :)
UsuńA z tym smęceniem to masz rację. Najpierw się denerwuję, że tak wolno czytam, a tyle dobrego mam wkoło, a jak już skończę coś na dobre, to mi żal, że już po wszystkim :)
Seria nadal przede mną i jakoś niespecjalnie mi się do niej spieszy... niestety :/
OdpowiedzUsuńA może stety? Jakby nam się do wszystkiego równie mocno spieszyło, to byśmy cały czas sfrustrowane chodziły, że się planów zrealizować nie da, bo dobra krótka, a poza czytaniem trzeba czas wykroić na inne czynności :)
UsuńPierwszy tom mnie zainteresował, recenzją drugiego upewniłaś mnie w przekonaniu, że warto spróbować... tylko: kiedy?!:)
OdpowiedzUsuńTo pytanie zadajemy sobie chyba wszyscy :)
UsuńNiestety, jeszcze pierwszego tomu nie czytałam i nie zanosi się na zmianę tego stanu... Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda, bo bardzo mnie intryguje ta seria, a tą recenzją narobiłaś mi jeszcze większego smaka :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się na zmianę stanu zaniosło, bo to świetna młodzieżówka :)
Usuń