Śmiertelnie niebezpieczne armie dzieci-żołnierzy, bratobójcze walki wykrwawiające kraj, dżungla, która skutecznie pochłania kolejne fragmenty oswojonego przez ludzi świata. To wcale nie wprowadzenie do opisu afrykańskich konfliktów, ale przedstawiona przez Paolo Bacigalupiego w „Zatopionych Miastach” katastroficzna wizja przyszłości. Stany Zjednoczone Ameryki nie poradziły sobie z presją natury, a podnoszący się poziom wód wraz z ociepleniem klimatu zmienił obraz środowiska: wielkie miasta zostały zatopione, opuszczone przez ludzi wsie pochłonięte przez bujną roślinność, a nowi, groźni drapieżnicy sieją spustoszenie i grozę. Skłócone wewnętrznie, ogarnięte piekłem wojny domowej państwo kompletnie nie przypomina dzisiejszego mocarstwa. Na takim tle rozgrywają się losy młodych przyjaciół, przed którymi szaleństwo wojny stawia niełatwe wybory.
Mahlia i Mouse to dwójka dzieciaków, których ścieżki życia splotła wojna. Ona jest wyrzutkiem, powszechnie znienawidzonym owocem związku amerykańskiej matki z chińskim rozjemcą (jednym z wojskowych, którzy kilkanaście lat wcześniej militarną siłą i gospodarczym wsparciem próbowali przywrócić Ameryce pokój). Jej skośne oczy są dla otoczenia wyraźnym znakiem kolaboracji z wrogiem, a kikut prawej ręki – przeżytego cudem spotkania z jedną z armii. On jest synem wieśniaków, jedynym ocalałym z rzezi, której był świadkiem. Wzajemna przyjaźń oraz troska nadają ich życiu jakąś wartość i cel w świecie, w którym powszechny strach i poczucie beznadziei odbierają chęć życia. Dzięki wstawiennictwu lekarza z Banyan Town te pogardzane przez ludzi ścierwa wojenne, jak nazywa się wszystkich, których zbrojna zawierucha pozbawiła wcześniejszego życia, znalazły w wiosce w miarę bezpieczną przystań.. Przypadkowe spotkanie z Toolem - półczłowiekiem (bioinżynieryjnie zmutowaną maszyną do zabijania) - kompletne odmienia ich życie, gdyż w pościgu za nim w okolicy pojawiają się żołnierze, a wraz z nimi strach, ból i śmierć.
Bacigalupiemu udało się całkiem realistycznie przedstawić życie jednostki w świecie, w którym niebezpieczeństwo płynie zarówno ze strony ludzi, jak i potężnej, nieokiełznanej natury. Mimo futurystycznej otoczki, przerażająco znajomo wygląda inicjacja dzieci rekrutowanych przez poszczególne armie, zmiany zachodzące w ich psychice, sposób budowania przynależności do nowej grupy i zerwania więzów z dawnym życiem.
Okrucieństwo i niemal stały brak nadziei na lepsze jutro, które towarzyszą przygodom bohaterów „Zatopionych Miast”, dla młodszego i wrażliwego odbiorcy mogą jednak okazać się nazbyt przytłaczające – to raczej pozycja dla starszej młodzieży. Jednocześnie Bacigalupi nie sięga po przemoc, zniewolenie i strach tylko dla wywołania prostych emocji. Jako nieodłączne elementy każdego środowiska ogarniętego wojną, zwłaszcza domową, wpływają one na wybory bohaterów. To właśnie pytania, które sobie stawiają, i ważkie decyzje, które - mimo młodego wieku - muszą podjąć, stanowią o wartości tej powieści. Bowiem czytelnik, oceniając działania poszczególnych postaci, musi się najpierw zastanowić, jak w danej sytuacji sam by się zachował. Ile warte jest ludzkie życie i ile warte jest moje życie? Jaką cenę mają ideały? Jak daleko można się posunąć w walce o przetrwanie? To nie są nowe pytania – budzi je lektura niemal każdych wspomnień z okresu wojny czy powstania. Nie każdy młodszy czytelnik sięga jednak po tego typu literaturę.
„Zatopione Miasta” to także świetnie opowiedziana, angażująca czytelnika historia przyjaźni, którą wojna wystawia na próbę. Akcja toczy się wartko, autor zgrabnie utrzymuje napięcie. I choć generalny kierunek rozwoju fabuły jest dość przewidywalny, książka nawet przez moment nie nuży. Dla porządku tylko należy dodać, że choć powieść stanowi kontynuację niewydanej dotąd po polsku powieści „Ship breaker”, można ją czytać samodzielnie bez obawy o niezrozumienie fabuły.
Paolo Bacigalupi, Zatopione Miasta
Wydawnictwo Literackie, 2012, il. stron: 416
Moja ocena: 5/6
Recenzja ukazała się wcześniej w Gildii
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik
Czytałam o tej książce w jednym z ostatnich numerów "Nowej Fantastyki" i jestem jej strasznie ciekawa, zwłaszcza po Twojej recenzji... Kontrowersyjna dosyć tematyka i ta szczypta tajemniczości- przepadłam!
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle kontrowersyjna jest tematyka, co sposób jej realizacji :) To ewidentnie książka dla młodzieży, ale przy tym stopień okrucieństwa w niej przestawionego jest znaczny. Do tego brak w sumie pierwszoplanowych zupełnie pozytywnych bohaterów, tzn. czytelnik dopinguje tych, którzy są, ale często muszą oni podejmować wybory niosące dla innych śmierć czy cierpienie.
UsuńStąd te głosy w prasie i sieci, że być może książka nie do końca znajdzie uznanie, czy może raczej - że zostanie doceniona z właściwych powodów, przez polskiego młodego czytelnika.
Z chęcią przeczytam, jeżeli nadarzy się okazja:))
OdpowiedzUsuńTrzymam zatem kciuki, żeby się nadarzyła :)
UsuńIntryguje mnie ta książka z jednej strony, z drugiej - nigdy nie lubiłam tematyki wojennej i gdyby powieść napisał ktoś inny, a zamiast realiów fantastycznych faktycznie mielibyśmy do czynienia z dziećmi we współczesnej Afryce, to pewnie nikt by mnie do niej siłą nie zaciągnął. Ale że to Bacigalupi i dystopijna wizja, to będę czytać. Pewnie już w grudniu. :)
OdpowiedzUsuńAle to nie jest tematyka wojenna w tym znaczeniu, że obserwujesz działania wojsk, poznajesz strategie, opisy bitw itd. Moje skojarzenia z wojenną literaturą dotyczą raczej jej części wspomnieniowej. Tego braku rzeczywistego wyboru, bo zazwyczaj wybierasz między złem a złem, ja albo oni, życie albo wierność zasadom. Chodziło mi raczej o dylematy jednostki żyjącej w świecie ogarniętym wojną. Do tego jest tu wątek indoktrynacji dzieci w armii, ale to możesz potraktować jako wątek psychologiczny. Powinno Ci się dobrze czytać :)
UsuńAch, to całe szczęście. Dylematy lubię, psychologiczne wątki też. Chociaż te dzieci w armii wciąż trochę mnie przerażają (ale tylko trochę). ;) Jakoś tak dziwnie mam, że dużo bardziej wolę czytać o wojnach w wydaniu historycznym albo retrofantastyki, ewentualnie jakieś odległe sf i walki z obcymi. A te współczesne (albo kreowane na współczesne) konflikty jakieś takie... zbyt straszne są.
UsuńMasz rację. Świadomość tego, co dzieje się teraz, czasem relatywnie niedaleko, na oczach tzw. cywilizowanego świata faktycznie przytłacza, bo jednak przy całym tym postępie technologicznym, prawach jednostki itepe jesteśmy wobec takich rzeczy bezsilni. Czytanie o tragediach, które już były też przygnębia, ale tam przynajmniej jest jasność, że nic już nie da się zrobić. To, co fantastyczne budzi emocje i refleksje, ale choć jest prawdopodobne, nie przecież do końca realne - nie tu i teraz. A współczesne konflikty są bardzo realne.
UsuńJa dopiero poniewczasie wyczaiłam, że to kontynuacja. Żeby było śmieszniej, mam "Shipbreakera" po niemiecku, kupiłam Smokowi:-) Postanowiłam, że przyczytam obie części po bożemu, we właściwej kolejności...
OdpowiedzUsuńPewnie, skoro masz obie części, zawsze lepiej przeczytać we właściwej kolejności :)
UsuńMasz moje wielkie poparcie w tej kwestii także z tego powodu, że jestem ciekawa na ile wcześniejsza znajomość "Shipbreakera" wzbogaca wrażenia z lektury "Zatopionych Miast". Podobno jest tylko luźne powiązanie osobą jednego z bohaterów, ja czytając ZM nie czułam, że jakiegoś elementu układanki mi brakowało, ale może jednak :)
Przyznaje, że okładka ciutkę niemrawa moim zdaniem, ale skoro treść jest dobra, to warto się skusić :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie średnia ta okładka. Dużo bardziej podobała mi się ta na dole:
Usuńhttp://katedra.nast.pl/news.php5?id=18235
Ale nie ma co się zniechęcać okładką :)
Książka zaczyna mnie co raz bardziej interesować. Już nie mogę się doczekać kiedy wpadnie w moje ręce i będę mogła ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńOby jak najszybciej, bo warto :)
Usuń