Po otwierającym trylogię „Lewiatanie”, w którym czytelnik poznaje alternatywną historię I wojny światowej, trzymając kciuki za ucieczkę z Austrii Alka (syna zamordowanego arcyksięcia) oraz dopingując Deryn (przebraną za chłopaka angielską dziewczynę) w staraniach o utrzymanie się w brytyjskiej służbie powietrznej, po „Behemocie”, w którym dwójka młodych bohaterów skutecznie miesza się w turecką rewolucję, przyszedł czas na zwieńczenie serii. W „Goliacie” autor proponuje powietrzną podróż na trasie Rosja – Japonia – Stany Zjednoczone – Meksyk – Stany Zjednoczone, spotkanie z Teslą, początki amerykańskiego przemysłu filmowego oraz długo wyczekiwane odkrycie przez Alka tajemnicy Deryn. A to wszystko w steampunkowej scenerii, w świecie, w którym kompletnie różne drogi rozwoju doprowadziły do powstania dwóch obozów państw: darwinistów, opierających swoją gospodarkę na genetycznie modyfikowanych organizmach, i chrzęstów, którzy wiarę pokładają tylko w mechanice.
Akcja „Goliata” rozpoczyna się wkrótce po udanej rewolucji w Istambule. Na prośbę samego cara „Lewiatan” udaje się na Syberię z tajemniczą misją, która kończy się wprowadzeniem do grona bohaterów Nikoli Tesli. Pojawienie się genialnego, ale szalonego wynalazcy, przekonanego o możliwości szybkiego zakończenia wojny, idealnie zbiega się w czasie z coraz silniejszym zapotrzebowaniem Alka na lekarstwo na poczucie winy, chłopak jest bowiem przeświadczony, że skoro to jego rodzina doprowadziła do rozpętania wojny, na nim spoczywa obowiązek jej zakończenia. Awantura, która rozpoczyna się w środku Syberii, ma swój wielki finał na wieży Wardenclyffe w Shoreham na Long Island.
Bohaterowie „Goliata” to w znaczącej mierze osoby znane z poprzednich części trylogii. Wprowadzenie do fabuły Tesli, z przywilejami, nie do końca przekonującą deklaracją poparcia dla darwinistów (podobnie jak czytelnicy, także załoga „Lewiatana” dobrze pamięta niebezpieczną broń na żywe organizmy, w jaką Tesla wyposażył chrzęstów) i misją, która – w jego ocenie – usprawiedliwia wszystkie ewentualne koszty, wpłynęło na układ sił na statku powietrznym. Naturalnie akcja pozostała jednak skupiona na dwójce młodych bohaterów, zwłaszcza że nieuchronny koniec trylogii wiąże się z ujawnieniem Alkowi prawdy o Deryn. O tym, że dziewczyna jest w księciu zakochana wiadomo od części pierwszej, dlatego za tym większy plus należy poczytać autorowi fakt, że decydując się na wplecenie wątku romantycznego, nie popadł w ckliwość. Wspólnie przeżyte niebezpieczeństwa zbliżyły młodych na tyle, że zadzierzgnięta przyjaźń na tym etapie ich znajomości zdaje się mieć dla nich wartość większą niż ewentualne uczucie. I to ta przyjaźń zostaje zachwiana, to przede wszystkim z utratą (i zawiedzeniem) zaufania wiążą się emocje bohaterów. Problem lojalności pojawia się zresztą także w szerszym aspekcie, a dylematy, wierność komu powinna zyskać pierwszeństwo (przyjaciołom, sojusznikom, poddanym, ojczyźnie), wskazują na postępujący proces dojrzewania bohaterów.
Po niezwykle udanym przedstawieniu w „Behemocie” klimatu Istambułu pewna fragmentaryczność ukazania odwiedzanych w „Goliacie” państw (co jest oczywiście zrozumiale przy porównaniu objętości książki i trasy przelotu „Lewiatana”) dla części czytelników może się okazać rozczarowująca. Plusem jest na pewno zaznaczenie różnorodności świata wykreowanego przez Westerfelda, bo w jego wizji każde z miejsc zachowało swoją odrębność, specyfikę, którą autor pomysłowo podkreśla (przykładowo w darwinistycznej Rosji carskim posłańcem jest dwugłowy orzeł). W powieść zgrabnie wplecione zostały także pomysły Tesli związane z elektrycznością (jest nawet opis jego pokazu) i początki kina. Wciąż też kontynuowany jest motyw emancypacji kobiet. Kiedy w „Lewiatanie” na pokład brytyjskiego flagowego okrętu powietrznego dostała się przebrana za chłopaka Deryn byłam przekonana, że chodzi tylko o emocje związane z tajemnicą. Wydaje się jednak, że równie istotne było ukazanie trudności ówczesnych kobiet w realizacji własnych marzeń. W „Behemocie” młoda turecka rewolucjonistka zrealizowała swoje plany już bez ukrywania własnej płci, a w „Goliacie” Stany Zjednoczone dają młodym damom jeszcze większe możliwości kariery i samorealizacji. W książce obrazuje to zarówno postać młodej, pewnej siebie, niezamężnej dziennikarki, jak i przedstawiony pierwszy odcinek serialu „Przygody Pauliny”, w którym kobieta przeżywa przygody wcześniej zarezerwowane jedynie dla mężczyzn.
Oceniając trylogię w całości, należy podkreślić błyskotliwość autora w kreacji świata, którą dodatkowo uwypuklają świetne ilustracje Keitha Thompsona. Maszyny i organizmy zapełniające karty powieści, w tym także te o przeznaczeniu militarnym, naprawdę potrafią zaskoczyć i zachwycić. Warto też zauważyć, że mimo osadzenia opowieści w czasie I wojny światowej, Westerfeld zgrabnie unika brutalności czy okrucieństwa. Wprawdzie bohaterowie uczestniczą w kilku bitwach, jednak ich rozstrzygnięcia – choć definitywne – nie są krwawo przedstawione. Pozwala to polecić trylogię także młodszym nastolatkom. Zaznaczenie przez autora w posłowiu każdej książki, która część opowieści jest wierna faktom, a co pozostaje wytworem jego wyobraźni może także zachęcić młodych odbiorców do dalszych poszukiwań faktów. Sama fabuła jest przy tym po prostu wciągająca, akcja toczy się wartko, bohaterowie są szalenie sympatyczni i choć część rozwiązań starszemu odbiorcy może się wydać naiwna, w pełni powinna zadowolić młodzież. Obok humoru i przygody, znalazło się tu miejsce na pochwałę wartości takich jak przyjaźń, odpowiedzialność, lojalność, jest także szczypta miłości. „Goliat” stanowi świetne zakończenie trylogii, a całą serię z czystym sumieniem mogę polecić nastoletnim poszukiwaczom książkowych przygód, choć także starszy czytelnik może z jej lektury wynieść dużo przyjemności.
Scott Westerfeld, Goliat
Rebis, 2012, il. stron: 496
Moja ocena: 5+/6
Recenzja ukazała się wcześniej w Katedrze
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik
Mam w planach :) I oby udało mi się je zrealizować w 2013 :)
OdpowiedzUsuńZa takie plany trzymam oba kciuki! ;)
UsuńCzaję się od jakiegoś czasu na Lewiatana, ale na razie z marnym skutkiem. Może w końcu się to zmieni, bo widzę, że warto zapoznać się z tą serią :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto! I daj znać, jeśli przeszkodą w lekturze jest brak książek. Służę własnymi egzemplarzami :)
UsuńMiło przeczytać recenzję i powspominać lekturę. :) Patrząc z dystansu czasowego, wciąż bardzo miło wspominam trylogię Westerfelda, pewnie kiedyś jeszcze do niej wrócę. Miło by było, jakby autor napisał coś jeszcze osadzonego w tym świecie, gdyż pozostaję urzeczona jego pomysłami.
OdpowiedzUsuńByłoby bardzo miło :) Ciekawe, czy inne jego książki są równie udane :)
UsuńA moją ocenę trylogii niech potwierdzi fakt, że jest to jedna z nielicznych czytanych przeze mnie w ostatnich latach książek/serii dla młodzieży, która zostaje w domu z myślą o moich chłopakach. Te książki mam zamiar za lat kilka im podtykać :)
Wiesz, ten wątek młodej tureckiej rewolucjonistki dla mnie osobiście był trochę smutny. Bo okazało się, że obietnice były wielkie, ale jak rewolucjonistka rewolucję zrobiła, to olejmy ją i wyślijmy na placówkę, żeby nie marudziła. Takie "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść". Szkoda, że rzeczona rewolucjonistka nie była jednak starsza. Wiem, że wtedy znikłoby kilka fajnych wątków pobocznych, ale odsunięcie jej od mrzonek o równym traktowaniu kobiet w Turcji byłoby trudniejsze.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to sama prawdę napisałaś.:)
Ciekawe, czy Westerfeld miał świadomość, że jej dalsze losy mogą wywoływać taką reakcję i czy to zamierzył, czy po prostu potrzebował jakoś uzasadnić jej obecność w fabule ostatniego tomu i wyszło, jak wyszło.
UsuńPoza tym chyba niezależnie od płci, zazwyczaj młodzi są dobrzy na barykady, a do rządzenia wybiera się starszych. No i chyba zważywszy na możliwości zrobienia kariery przez kobiety w tamtym okresie, taka placówka wcale nie jest zła - choć to oczywiście usunięcie roszczeniowej i bojowo nastawionej panny z kraju, gdzie mogłaby trochę namieszać. Może jak dorośnie, wróci tam i zrobi kolejną rewolucję ;)
Dzięki :)
Zarówno ten tom jak i poprzedni jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńCzyli masz przed sobą jeszcze dużo dobrego :)
UsuńKurczę, wprowadziłaś ograniczenie wiekowe, no i nie wiem... ;) Ale, ale, zapomniałem, że przecież cierpię na syndrom Piotrusia Pana! A i poprzednimi tekstami o tej serii zdążyłaś mnie do niej zachęcić, więc będę o niej pamiętać :]
OdpowiedzUsuńJestem żywym dowodem na to, że ograniczenia wiekowego nie ma - choć książka ewidentnie jest celowana w nastoletnich czytelników :) Warto o tej trylogii pamiętać, bo świat wykreowany przez Westerfelda naprawdę urzeka :)
Usuń