Jak wyglądałaby pierwsza wojna światowa, gdyby przeciwko mechanicznym pojazdom kroczącym i zeppelinom Niemiec i Austro-Węgier stanęły żywe maszyny bojowe - wymyślne organizmy stworzone w laboratoriach państw ententy poprzez splatanie „nici życia”? Sądząc po „Lewiatanie” Scotta Westerfelda, rozpoczynającym steampunkową trylogię dla młodzieży, zdecydowanie fantastycznie.
Powieść ma dwóch, a raczej dwoje pierwszoplanowych bohaterów, których losy wbrew zasadom prawdopodobieństwa nie tylko się przecinają, ale i – przynajmniej na czas pewien – splatają. On (Alek) jest zaledwie piętnastoletnim synem arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga. Gdy traci oboje rodziców w zamachu w Sarajewie, wraz z czwórką wiernych poddanych ojca ucieka przed zabójcami w naturalnym kierunku – do neutralnej Szwajcarii. Kiedy Alek w nowoczesnej maszynie kroczącej kieruje się na zachód, na wschód, prosto z Wysp Brytyjskich, gigantycznym powietrznym okrętem-wielorybem (tytułowym Lewiatanem) nadlatuje kadet Dylan Sharp, a właściwie kadetka Deryn Sharp. Ta pyskata piętnastoletnia panna aby dostać się do upragnionych sił powietrznych udaje szesnastoletniego chłopca i całkiem zgrabnie jej to wychodzi. Dzieli ich niemal wszystko: pochodzenie społeczne, narodowość, przekonania, zbliża przypadek, a łączy wielka przygoda i wspólne zagrożenie.
Największym atutem powieści jest kreacja świata. Inwencja autora w zakresie osiągnięć technologicznych obu stron konfliktu nieustannie zaskakuje, nawet jeśli co bardziej uczeni czytelnicy łapią się za głowę krzycząc, że takie rzeczy są niemożliwe. Może i tak, ale jak dobrze się o nich czyta, zwłaszcza że w wyobrażeniu sobie latających meduz, maszyn kroczących, Lewiatana i innych pomysłów Westerfelda pomagają świetnie współgrające z tekstem ilustracje Keitha Thompsona! Model rozwoju gospodarczego danego państwa bardzo silnie wpływa na sposób postrzegania świata przez stanowiących jego obywateli bohaterów. Dla chrzęstów, pokładających wiarę w maszyny, to, co darwiniści robią w laboratoriach jest ohydne, wynaturzone i bezbożne. Dla darwinistów maszyny są brudne, cuchnące i kompletnie nienaturalne. Tym samym wykorzystując historyczne ramy konfliktu Westerfeld nadal mu nowego wymiaru, pogłębiając jego tło. Sama wojna przy tym, choć obecna w rozmowach i istotnie wpływająca na losy bohaterów, jest w „Lewiatanie” dość odległa.
Sympatyczni są także sami bohaterowie, zwłaszcza postaci pierwszoplanowe jakby stworzone po to, by młody czytelnik miał kogo polubić i dopingować. Autor stawia przed nimi nierzadko trudne wybory i czasem każe słono płacić za błędy, choć oboje mają ledwie kilkanaście lat i tak naprawdę dopiero uczą się życia i odpowiedzialności za innych. Starszego czytelnika bawić może wprawdzie doniosła rola tych jeszcze w sumie dzieci w rozwiązywaniu poważnych problemów świata dorosłych, ale to w końcu literatura dla młodzieży, a ta rządzi się swoimi prawami.
Organizmy przypominające żywe maszyny kontra maszyny przypominające żywe organizmy – pomysłowy koncept, doskonale zrealizowany i wiarygodnie wpleciony w alternatywną historię I wojny światowej. Jeśli dodać do tego pełną zwrotów akcji awanturniczą historię dwojga nastolatków otrzymujemy świetną propozycję lektury dla młodzieży, choć także starszy czytelnik - co mam nadzieję wynika z powyższego tekstu – może nieźle się bawić czytając "Lewiatana".
Scott Westerfeld, Lewiatan
Rebis, 2011 il. stron: 424
Moja ocena: 5+/6
Zabawa faktycznie przednia. Mam za sobą całą trylogię i z czystym sumieniem zaliczam ją do moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze dwie części dobrej zabawy, bo "Behemota" dopiero czytać zaczęłam :)
UsuńRaczej omijałem tę książkę - okładka mnie nie przekonywała - ale mnie zaciekawiłaś. Szkoda, że Wojny nie tak dużo, niemniej spróbuję :]
OdpowiedzUsuńNie wiem, co z tą wojną dalej będzie - może jej przybędzie? :) Póki co jest bardzo pomysłowo, ale to młodzieżowa przygodówka, więc nastaw się odpowiednio do lektury :)
UsuńWiedziałam, że Ci się spodoba.:D Dalsze tomy są jeszcze ciekawsze, a i nowych postaci do lubienia jest więcej.:)
OdpowiedzUsuńJa jestem takim wdzięcznym czytelnikiem, tak niewiele potrzeba, żebym z lektury wyszła zadowolona, że to był chyba pewniak ;) Ale cieszę się, że dalej jest jeszcze lepiej :)
UsuńJa już od jakiegoś czasu przymierzam się do tej książki, gdyż opinie ma dobre.
OdpowiedzUsuńNie ma się co przymierzać - powinna pasować ;)
UsuńSłyszałam już wiele dobrego o tej serii i nadal się waham - nie wiem, czemu. Coś mnie powstrzymuje przed sięgnięciem po tę serię. Ale może któregoś dnia jednak przezwyciężę to dziwne uczucie? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziwnym uczuciom mówimy twarde i stanowcze NIE ;) Szukaj i czytaj, bo to fajne :)
UsuńPozdrawiam :)
Jak miło, że Ciebie też pochłonęła trylogia Westerfelda. I zgadzam się z Moreni, kolejne tomy są jeszcze lepsze. :)
OdpowiedzUsuńNo miło, miło :) I obrazki są! ;)
UsuńRecenzja bardzo ciekawa, ale niestety nie mam czasu na kolejną serię :/
OdpowiedzUsuńZnam ten ból :)
Usuń