Otwierający cykl Hain (zwany też cyklem Ekumena) Świat Rocannona
stanowi debiut pisarski Ursuli Le Guin. Powieść z 1966 roku doczekała
się polskiego wydania w roku 1990 w ramach serii Amberu Mistrzowie SF.
Czytana dzisiaj zaskakuje nie tylko objętością, ale i sposobem
prowadzenia opowieści, tak różnym od popularniej dzisiej wielowątkowości i
złożoności fabuły. Jest w niej przy tym ten rodzaj magii
słowa, który mimo niespiesznego tempa akcji i pewnej przewidywalności wydarzeń, mimo oszczędności emocji, nie pozwala porzucić lektury.
Rocannon jest etnografem Ligi Wszystkich Światów i spędza życie na badaniu obyczajów kolejnych kolonizowanych planet. Pewnego dnia w muzeum, w którym przechowywane są eksponaty z różnych włączonych do Ligi światów, jest on świadkiem niecodziennego zdarzenia: z dalekiej planety, jedynie szczątkowo zbadanej, wraz z wyglądającymi na jaskiniowców mieszkańcami współpracującymi z Ligą przybywa piękna kobieta o złotych włosach prosić o zwrot jej rodowego naszyjnika. Zafascynowany jej urodą, porażony niefrasobliwością, z jaką Liga narzuca swoje prawa w światach, o których niemal nic nie wie, Rocannon doprowadza do wstrzymania kontaktów Ligi z Formalhaut II, a sam staje na czele misji etnograficznej, która ma za cel zbadanie tej planety. I gdy już jego ekspedycja zdaje się dobiegać końca, statek, którym przyleciał, zostaje zaatakowany przez obcych. Giną wszyscy przyjaciele Rocannona, a on sam traci możność komunikacji ze światem zewnętrznym i własną bazą. Dodatkowo atak zdaje się pochodzić od rebeliantów, których dalsze pozostawanie na Formalhaut grozi nie tylko tej planecie, ale i całej nieświadomej istnienia niebezpieczeństwa Lidze. Rocannon postanawia odszukać wrogów i uratować świat. I o tym właśnie jest ta powieść – o jego nowej misji.
Choć czytelnik wciąż ma świadomość istnienia całej galaktyki zamieszkałej przez istoty myślące i zorganizowanej politycznie oraz militarnie, punkt ciężkości w Świecie Rocannna został położony na jedną planetę. Autorka przedstawiła feudalny świat zamieszkały przez wiele humanoidalnych ras inteligentnych, zróżnicowanych tak pod względem wyglądu, jak i zwyczajów czy umiejętności. To w połączeniu z magią i niezwykłymi zwierzętami sprawia, że podczas lektury ma się raczej wrażenie obcowania z literaturą fantasy niż science fiction.
Podróż Rocannona odkrywa przed czytelnikiem kompletnie obcy, ciekawy świat. Sam główny bohater zmienia się, dorasta do roli, która od dawna czekała na przybysza z gwiazd, płaci cenę, której - jak w baśni - w chwili dobicia targu nawet nie przewidywał. To wszystko jest interesujące. Ale dla mnie siła tej powieści tkwi w czymś innym. W motywie wpływu przybyłych z kosmosu, lepiej rozwiniętych technologicznie i będących na zupełnie innym etapie rozwoju cywilizacyjnego obcych na świat istot zamieszkujących zdobywane planety - obcy są jak bogowie igrający śmiertelnikami: decydują o ich losach bez próby przewidywania konsekwencji swoich działań. W ukazaniu zmian, jakie w kolonizowanych światach implikuje kontakt - i to nie tylko tych widocznych, w postaci rozwoju technologicznego wybrańców przybyszów z gwiazd, ale także pozostałych, jak stopniowy upadek gatunków wynikający z ich bezsilności wobec obcych. Liga nie przejmuje przy tym panowania - nie obsadza urzędów, nie narzuca decyzji, poza pierwszą próbą sił nawet nie zabija - chce tylko podatków, a nawet taka ograniczona ingerencja wywołuje dalekosiężne skutki.
Czytelników przyzwyczajonych do serwowanych dzisiaj powieści: opowiadających jednocześnie losy kilku (a nawet kilkunastu) postaci, ukazujących obok wydarzeń aktualnych przeszłość i przyszłość, mieszających perspektywy bohaterów i wrogów, krzyżujących fabularne nitki, pełnych zwrotów akcji, dużych emocji opartych na okrucieństwie czy namiętności, Świat Rocannona może zwyczajnie znudzić. Prosta historia, garstka postaci o dość szczątkowo zakreślonej motywacji, a nawet przewidywalność fabuły nie umniejszają jednak walorów tej powieści. Czytelnik nieobarczony setkami stron opisujących niewiele znaczące perypetie pełniej dostrzega wagę refleksji Rocannona i mądrość jego towarzyszy. Także niespieszna narracja świetnie współgra z zarysowanymi przez autorkę problemami. Ta książka jest dowodem na to, że nie trzeba tysiąca słów żeby opowiedzieć historię, której będzie się chciało słuchać i o której będzie się chciało myśleć po przeczytaniu ostatniego zdania.
Ursula Le Guin, Świat Rocannona
Amber, 1990, il. stron: 142
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Eksplorując nieznane
"zwaną też trylogią Enklawy"
OdpowiedzUsuńA nie Ekumeny czasem? Ja się tylko z tą nazwą spotkałam, choć może gdzieś funkcjonują wszystkie trzy.
Eh, świetnie się w czasach wielotomowych, opasłych sag czyta powieści tak zgrabnie zogniskowane na jednym wątku. I z taką magią w słowa zaklętą.:)
Czasem tak :) Jak się człowiek spieszy... A ja bardzo się spieszyłam, bo chciałam to opublikować przed wyjazdem :) No cóż, dobrze że udało mi się dostać dzisiaj do komputera z Internetem i to poprawić :)
UsuńDokładnie. Bardzo odświeżająca odmiana :)
Z tą Enklawą to też nie do końca wiem o co chodzi... chociaż faktycznie z "Planetą wygnania" i "Miastem złudzeń" tworzą trylogię Hain w ramach świata Ekumeny. Tyle, że to bardzo luźna trylogia i przy odrobinie dobrej woli wiele innych książek można by było do niej zaliczyć.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej jedna z pierwszych książek fantastycznych jakie przeczyałem i nadal darzę ją dużym sentymentem, chociaż Le Guin - również w ramach Ekumeny - ma lepsze książki. Ale gorsze też.
Enklawa mi się uroiła. Ekumena miała być :) To jeśli chodzi o nazwę na "e" :)
UsuńCzyli jednak trylogia Hain w ramach cyklu Ekumena? Bo wiki cały długi cykl nazywa Hain lub Ekumena (ja tę trylogię z okładki książki wzięłam). Chyba muszę poszukać w bardziej wiarygodnym miejscu niż wiki :)
A ja z tą fantastyką od końca jakoś zaczęłam i teraz łatam luki :) Na pewno przeczytam "Planetę wygnania", bo już u siostry na półce wynalazłam. "Miasto złudzeń" trzeba będzie dopiero kupić/pożyczyć. Co dalej, to zobaczymy :)
Mniej więcej tak. Z jednej strony lepiej przeczytać najpierw Hain, bo w ten sposób odkrywa się realia Ekumeny i jest - słaby - bo słaby- wątek przewodni. Z drugiej strony najlepsza rzecz (no, 1-2 nie czytałem) z tych realiów to "Lewa ręka ciemności". Zresztą te późniejsze powieści są jednak bardziej dopracowane i rozbudowane. Ale i pierwsze są fajne.
UsuńZ tego co znalazłam wynika, że "Lewa ręka" jest czwartą częścią tego cyklu - więc po wprowadzeniu do Ekumeny mogę sobie przeczytać najlepszą część cyklu i dopiero potem myśleć, co dalej :)
UsuńLe Guin znam jak na razie tylko z Ziemiomorza, a że ten cykl już skończyłam, to teraz chodzi za mną właśnie Hain. Wcześniej nie miałam pojęcia, że Świat Rocannona był jej debiutem - ale widzę, że mimo to wypadł bardzo dobrze. W takim razie tylko utwierdzam się w tym, że kiedyś przeczytam; a że książki Le Guin raczej są skromne objętościowo, to może nawet wcześniej niż później. :)
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam od tego, co znalazłam u siostry na półce, zwłaszcza że Moreni "Świat Rocannona" chwaliła w zeszłym roku :) Też mnie zaskoczyło, że to debiut. Ciekawa jestem bardzo, jak w takim razie było dalej - zakładam że jeszcze lepiej :)
UsuńA ta objętość to duży plus tych książeczek - w sam raz do torebki :)
Od dawna zabieram się za przeczytanie tego cyklu, oraz przeczytanie kontynuacji Czarnoksiężnika z Archipelagu. No i ta objętość to duży plus, bo ostatnio czytałam same "tomiszcza" które zdecydowanie za dużo ważyły w torebce:)
OdpowiedzUsuńTaka objętość to ogromny plus. Moje "Bramy Domu Umarłych" są wciąż w trakcie lektury głównie dlatego, że mogę je czytać tylko w domu i to w określonych warunkach - w przeciwieństwie do małych i lekkich mobilnych książeczek :)
Usuń