środa, 1 czerwca 2011

Dzień Dziecka

Dziś, wyjątkowo, notka o charakterze prywatnym. Przy okazji Dnia Dziecka zastanowiłam się nad moimi wspomnieniami związanymi z tym świętem. I, wstyd się przyznać, najmocniej pamiętam ten Dzień Dziecka, który przeżyłam już jako studentka, na wymianie w Niemczech. Nie dlatego bynajmniej, że było świątecznie. 

Korzystając z weekendu  i zapowiadanej pięknej pogody wymyśliliśmy sobie ze znajomymi wycieczkę do Kassel. Nie tylko mnóstwo muzeów, ale i wielki ogród (park?) w stylu romantycznym.

Niemcy to kraj przyjazny dla rowerzystów, dlatego na wyjazd zabraliśmy rowery. Wcześniej jeździłam starą pożyczoną damką, ale rano w dzień podroży na pchlim targu nabyłam tzw. rower miejski za cenę chyba 20 EUR. Podróż pociągiem minęła nam spokojnie. Na miejscu okazało się, że dom, w którym przez Internet zamówiliśmy sobie nocleg, należy do jakiejś szamanki. Nieco zaskakujące, ale przecież mieliśmy tam spać, a nie uczestniczyć w dziwnych praktykach religijnych, więc  się tym mocno nie przejęliśmy. 


Po popołudniu była pierwsza wycieczka rowerowa po mieście. Jechaliśmy sobie ulicą w trójkę - ja w środku. Było z górki, więc tempo odpowiednio szybkie. Ponieważ szykował się dość ostry zakręt i nie było widać, czy ktoś jedzie z naprzeciwka, postanowiłam zjechać bliżej krawężnika. Dość wysokiego krawężnika. Na nowym rowerze nie wyczułam zakrętu, koło pięknie uderzyło o krawężnik, a mnie - też pięknie - wyrzuciło w górę. Ponoć trochę poszybowałam. Ja niewiele pamiętam. Całe szczęście po drodze były dość gęste krzaki, które trochę mnie wyhamowały i na asfalt po ich drugiej stronie upadłam raczej bezpiecznie. Raczej, bo jak mnie znajomi zobaczyli, to się nieco przerazili ilością krwi, choć w sumie nic mi się nie stało - rozcięcie głowy, podrapane ręce i zdarte kolana. Jedyny "poważniejszy" uraz to złamany koniec kciuka.

Ale nie o tym chciałam pisać, tylko o kolejnych wydarzeniach. Bo nagle pojawiła kobieta z plakietką "pielęgniarka", która zapytała, jak się czuję i pobiegła po jakąś wodę i ręczniki papierowe. Potem podjechał mikrobus pełen staruszków, którzy zaproponowali, że mnie podwiozą do najbliższego szpitala, bo jadą na wycieczkę i jest im po drodze (o tyle mnie to rozbawiło, że ja wtedy w weekendy pracowałam w domu starców). A to wszystko działo się na tym parkingu, za krzakami, w miejscu zasłoniętym od ulicy. I trwało może 10 minut! Największym problemem było znalezienie w szpitalu jakiegoś lekarza albo pielęgniarki. Jak mnie już obsłużono (dostałam piękną niebieską szynę i posmarowano mi ręce jakimś czerwonym środkiem odkażającym, po którym zaczęłam w końcu wyglądać jak ofiara wypadku), wróciliśmy do pensjonatu. A tu szamanka!  Coś nade mną pomruczała, pozawodziła. Znajomi dość długo kasłali, ale w końcu wyszli na balkon. Ja byłam dzielniejsza i wytrzymałam do końca, zwłaszcza że nie miałam wyboru - to nade mną odczyniano te uroki. I znowu pojawiła się ta pielęgniarka z parkingu - szukała nas trochę i trafiła na kolegę zabierającego mój rower (który ze zderzenia z krawężnikiem wyszedł zasadniczo bez szwanku). Dała mi środki przeciwbólowe oraz receptę na kolejne - bardzo cenne prezenty. Po tak sprawnej akcji ratunkowej, aż trudno uwierzyć, że wypadek nie był szczegółowo zaplanowany.

Potem było już tylko lepiej. Wprawdzie dzień był upalny i czerwonych ramion i rąk nie dało się ukryć, przez co do wieczora wzbudzałam sensację, ale za kolorystykę tam nie aresztują, a trochę uwagi nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Kassel piękne. Wilhelmshoehe też (to ten ogród). A w drodze powrotnej zadzwonili rodzice z życzeniami z okazji Dnia Dziecka. Nie przyznałam się do wypadku - nakłamałam, że wszystko świetnie, a wycieczka cudna. Nie chciałam, żeby panikowali.

Po tylu pięknych Dniach Dziecka spędzonych wspólnie z rodziną ja najbardziej pamiętam tę wycieczkę do Kassel, z szamanką, pielęgniarką, busem pełnym staruszków i niebieską szyną. A jakie są Wasze pamiętne Dni Dziecka?

6 komentarzy:

  1. Ja właściwie nie pamiętam żadnego. Historia mojego życia w czasach dziecięcych była zbyt smutna, musiałem szybko dojrzeć, ale niczego nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. pisanyinaczej
    Mam nadzieję, że "dorosłe" Dni Dziecka wynagradzają Ci choć trochę ten brak. Tego Ci w każdym razie życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie gdzie Ty byłaś na tej wymianie? Bo Kassel brzmi znajomo:).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w Mainz. Strach pomyśleć KIEDY TO BYŁO:).

    OdpowiedzUsuń
  5. Iza
    Chyba nie tak dawno, skoro jeszcze coś z tego pamiętamy ;)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za podpisywanie się w komentarzach. Pozwoli mi to na identyfikację stałych gości. Z góry dziękuję. :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...