„... stoczono wiele śmiertelnych bitew, pomordowano wielu ludzi, ograbiono kościoły, wygubiono dusze, zgwałcono młode kobiety i dziewice, pohańbiono stateczne matrony i wdowy; miasta, dwory i domostwa zostały spalone i obrabowane; okrucieństwa, rabunki i zasadzki pleniły się po gościńcach. Ginęła wiara chrześcijańska, sprawiedliwość zanikła, handel obumierał. I jeszcze wiele innych niegodziwości przyniosły ze sobą te wojny, niegodziwości, które trudno zliczyć, opowiedzieć i opisać”
Motto do książki, jakie Bernard Cornwell zaczerpnął z słów króla Francji, Jana II Dobrego, dobrze przygotowuje czytelnika na to, co przedstawia rozpoczynająca Trylogię świętego Graala powieść „Jeźdźcy z piekieł. Hellequin”. Początki wojny stuletniej pozbawione zostały lukru bohaterstwa, rycerskości i dworskości, bo to wojna ukazana z perspektywy zwykłego wojska, której niemal nieodłącznie towarzyszą błoto, zimno, głód i rozboje. A w samym środku konfliktu młody angielski łucznik dojrzewa do zmierzenia się z własnym przeznaczeniem, które niesie z sobą nie tylko włócznię, którą święty Jerzy zabił smoka, ale i mityczną relikwię – samego świętego Graala.
Akcja „Jeźdźców z piekieł” rozpoczyna się w wielkanocny poranek roku 1342 w małej angielskiej wiosce. Tragiczne wydarzenia kilku godzin zupełnie odmieniają los młodziutkiego Thomasa, który zamiast kontynuować edukację w Oxford, przystępuje do kompanii łuczników, a wraz z nimi kilka lat później uczestniczy w zbrojnej inwazji króla Edwarda w Bretanii. Główny bohater rozdarty między wymarzonym życiem prostego łucznika a złożoną ojcu obietnicą zemsty, przez kolejne karty powieści próbuje zrozumieć kim naprawdę jest i jak powinien postąpić.
Obraz wojny, jaki wyłania się z powieści Cornwella nie przypomina wzniosłych historii o mądrych dowódcach i bohaterskich rycerzach. Nieprzypadkowo Bretończycy nazywali angielskich najeźdźców Hellequin – diabelskimi jeźdźcami. Autor nie oszczędza czytelnikom widoku ciemnej strony wojny, pokazując jak brutalne i okrutne były obie strony konfliktu w swoim dążeniu nie tyle do zwycięstwa, co często po prostu do przeżycia. Prezentuje także stosowaną w tamtym okresie taktykę walki angielskich wojsk, obrazowo ukazując na czym polegała siła łuczników. Przedstawione w pierwszej części trylogii zmagania angielsko-francuskie kończą się bitwą pod Crecy w 1346 roku. Cornwell szczegółowo, a przy tym zajmująco opisuje tak jej przebieg, jak i przyczyny niespodziewanego zwycięstwa umęczonego i znacznie słabszego wojska angielskiego.
Nieco słabiej wypadł wątek samego głównego bohatera, co jest dziwne o tyle, że jest tu tajemnica rodzinna, zagadkowy wróg, legendarna relikwia, nie wspominając nawet kobiet, które zmącą nieco spokój serca Thomasa. Mając wciąż w pamięci oba tomy cyklu Wojen Wikingów, w których wciągające losy fikcyjnego głównego bohatera – Uhtreda z Bebbanburga - nie pozwalały mi się oderwać od książki, długo zachodziłam w głowę, dlaczego względem Thomasa i kolei jego życia przez większość powieści pozostawałam obojętna. Byłam gotowa uznać, że w „Jeźdźcach z piekieł” zabrakło obecnego w serii wikińskiej zderzenia dwóch światów i kultur kiedy dotarło do mnie, że na mój odbiór fabuły wpłynął różny sposób narracji. O ile Uhtred sam opowiada czytelnikowi swoją historię, a perspektywa czasu pozwalała mu na wyprzedzanie biegu zdarzeń czy wskazywanie ujawnionej po latach motywacji ich uczestników, w pierwszej części Trylogii świętego Graala Cornwell zastosował narrację trzecioosobową. I choć zabieg ten ułatwił mu przedstawienie w pełniejszy sposób szerszej grupy bohaterów, odbyło się to kosztem oddziaływania na czytelnika na poziomie emocji.
Cornwell jest świetnym pisarzem historycznym i mimo braku stylizacji języka, a może właśnie dzięki zastosowaniu współczesnego, prostego słownictwa, opisywane przez niego wydarzenia są żywe, a śledzenie ich przebiegu nie sprawia trudności. Do tego autor nie tylko zgrabnie opisuje okres udziału Anglików w walce o sukcesję w Bretanii i spowodowany tym najazd na północną Francję w połowie XIV wieku, ale na tym pieczołowicie odmalowanym tle potrafi ciekawie przedstawić losy bohaterów – tak postaci autentycznych, jak i fikcyjnych. Gorąco zachęcam do lektury, bo niezależnie od intrygującego wątku poszukiwań świętego Graala, naprawdę warto poznać prawdziwy obraz początków wojny stuletniej.
Jan II Dobry, Król Francji, 1360
Motto do książki, jakie Bernard Cornwell zaczerpnął z słów króla Francji, Jana II Dobrego, dobrze przygotowuje czytelnika na to, co przedstawia rozpoczynająca Trylogię świętego Graala powieść „Jeźdźcy z piekieł. Hellequin”. Początki wojny stuletniej pozbawione zostały lukru bohaterstwa, rycerskości i dworskości, bo to wojna ukazana z perspektywy zwykłego wojska, której niemal nieodłącznie towarzyszą błoto, zimno, głód i rozboje. A w samym środku konfliktu młody angielski łucznik dojrzewa do zmierzenia się z własnym przeznaczeniem, które niesie z sobą nie tylko włócznię, którą święty Jerzy zabił smoka, ale i mityczną relikwię – samego świętego Graala.
Akcja „Jeźdźców z piekieł” rozpoczyna się w wielkanocny poranek roku 1342 w małej angielskiej wiosce. Tragiczne wydarzenia kilku godzin zupełnie odmieniają los młodziutkiego Thomasa, który zamiast kontynuować edukację w Oxford, przystępuje do kompanii łuczników, a wraz z nimi kilka lat później uczestniczy w zbrojnej inwazji króla Edwarda w Bretanii. Główny bohater rozdarty między wymarzonym życiem prostego łucznika a złożoną ojcu obietnicą zemsty, przez kolejne karty powieści próbuje zrozumieć kim naprawdę jest i jak powinien postąpić.
Obraz wojny, jaki wyłania się z powieści Cornwella nie przypomina wzniosłych historii o mądrych dowódcach i bohaterskich rycerzach. Nieprzypadkowo Bretończycy nazywali angielskich najeźdźców Hellequin – diabelskimi jeźdźcami. Autor nie oszczędza czytelnikom widoku ciemnej strony wojny, pokazując jak brutalne i okrutne były obie strony konfliktu w swoim dążeniu nie tyle do zwycięstwa, co często po prostu do przeżycia. Prezentuje także stosowaną w tamtym okresie taktykę walki angielskich wojsk, obrazowo ukazując na czym polegała siła łuczników. Przedstawione w pierwszej części trylogii zmagania angielsko-francuskie kończą się bitwą pod Crecy w 1346 roku. Cornwell szczegółowo, a przy tym zajmująco opisuje tak jej przebieg, jak i przyczyny niespodziewanego zwycięstwa umęczonego i znacznie słabszego wojska angielskiego.
Nieco słabiej wypadł wątek samego głównego bohatera, co jest dziwne o tyle, że jest tu tajemnica rodzinna, zagadkowy wróg, legendarna relikwia, nie wspominając nawet kobiet, które zmącą nieco spokój serca Thomasa. Mając wciąż w pamięci oba tomy cyklu Wojen Wikingów, w których wciągające losy fikcyjnego głównego bohatera – Uhtreda z Bebbanburga - nie pozwalały mi się oderwać od książki, długo zachodziłam w głowę, dlaczego względem Thomasa i kolei jego życia przez większość powieści pozostawałam obojętna. Byłam gotowa uznać, że w „Jeźdźcach z piekieł” zabrakło obecnego w serii wikińskiej zderzenia dwóch światów i kultur kiedy dotarło do mnie, że na mój odbiór fabuły wpłynął różny sposób narracji. O ile Uhtred sam opowiada czytelnikowi swoją historię, a perspektywa czasu pozwalała mu na wyprzedzanie biegu zdarzeń czy wskazywanie ujawnionej po latach motywacji ich uczestników, w pierwszej części Trylogii świętego Graala Cornwell zastosował narrację trzecioosobową. I choć zabieg ten ułatwił mu przedstawienie w pełniejszy sposób szerszej grupy bohaterów, odbyło się to kosztem oddziaływania na czytelnika na poziomie emocji.
Cornwell jest świetnym pisarzem historycznym i mimo braku stylizacji języka, a może właśnie dzięki zastosowaniu współczesnego, prostego słownictwa, opisywane przez niego wydarzenia są żywe, a śledzenie ich przebiegu nie sprawia trudności. Do tego autor nie tylko zgrabnie opisuje okres udziału Anglików w walce o sukcesję w Bretanii i spowodowany tym najazd na północną Francję w połowie XIV wieku, ale na tym pieczołowicie odmalowanym tle potrafi ciekawie przedstawić losy bohaterów – tak postaci autentycznych, jak i fikcyjnych. Gorąco zachęcam do lektury, bo niezależnie od intrygującego wątku poszukiwań świętego Graala, naprawdę warto poznać prawdziwy obraz początków wojny stuletniej.
Bernard Cornwell, Jeźdźcy z piekieł. Hellequin
Instytut Wydawniczy ERICA, il. stron: 395
Moja ocena: 5/6
Okładka jakoś mnie odpycha od tej książki i nie wiem czy się przemognę i odważę po nią sięgnąć, nawet mimo tak dobrej oceny...
OdpowiedzUsuń@Immora, to widać, jak dobrze znasz Cornwella - sięgnąłbym po jego książki w ciemno, nawet gdyby na okładce były różowe jednorożce my little pony. :>
OdpowiedzUsuńMam na półce, podobnie jak kilka innych książek Cornwella, ale jakoś nie mogą się za nie zabrać. Czytałem tylko Sharpe'a.
OdpowiedzUsuńMnie Cornwell już kupił :) Trylogią arturiańską.
OdpowiedzUsuńImmora
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie nie nastraja pozytywnie, ale - co wyraził już Fenrir - w przypadku Cornwella należy zignorować okładkę, bo pisze naprawdę dobre powieści historyczne :)
Jeśli chcesz zacząć czytać Cornwella od książki z ładną okładką, rozejrzyj się za pozostałymi seriami. Chyba każda z nich wygląda lepiej :)
Fenrir
Chciałabym zobaczyć Fenrira czytającego książkę Cornwella z okładką w różowe jednorożce my little pony - bezcenne ;)
Shadow
Ja akurat Sharpe'a nie czytałam :) Po tej serii sięgnę pewnie po Trylogię Arturiańską, bo stoi na półce. Sharpe w odległych planach - najpierw trzeba go zdobyć :)
Agnes
Wiem, czytałam o Waszych zmaganiach :) Ale widać nie jest jakiś nadzwyczajny, skoro aż trzech książek potrzebował, żeby Cię do siebie przekonać ;)
Witam chętnie od kupie Jeźdźcy z Piekieł ponieważ nigdzie nie mogę jej dostać.
OdpowiedzUsuńJeżeli ktoś odsprzeda to proszę o kontakt na meila.Jasior02@gmail.com
I needed to thank you for this very good read!! I certainly
OdpowiedzUsuńenjoyed every bit of it. I've got you saved as a favorite to check out new things you post…
My web blog: natural cellulite treatment