„Marionetki” Pawła Jaszczuka to kolejny tom cyklu, w którym dziennikarz śledczy Jakub Stern rozwikłuje kryminalne zagadki w przedwojennym Lwowie. Książka wydana w serii Asy kryminały kusi opisem z tylnej okładki, bo połączenie międzynarodowego festiwalu lalek, brutalnego morderstwa i kilku do złudzenia przypominających ludzi marionetek intryguje.
Jest rok 1938 i polski jeszcze Lwów szykuje się do międzynarodowego wydarzenia, w którym uczestniczyć mają wielkie persony artystycznego świata, gdy odnalezione przez trzy gimnazjalistki zdekapitowane ciało bankowego kasjera rozpoczyna cykl tajemniczych śmiertelnych zejść. Niemłody już dziennikarz na tropie zbrodni, która ma utrzymać go w łaskach szefostwa gazety, ku niezadowoleniu miejscowej policji, rozpoczyna prywatne śledztwo, które powoli przeradza się w rywalizację z koleżanką z wydziału. Śmierć zatacza kolejne kręgi i zdaje się sięgać po Sterna, tak przynajmniej sugerują kolejne pogróżki, majaki senne i dziwne „proroctwa,” ale on niestrudzenie krok po kroku próbuje odkryć co łączy wymuskanego bankiera z lwowskim światkiem artystów i tajemniczym pamiętnikiem odnalezionym przy jednej z marionetek, upozowanych w domu ofiary. Ponieważ dobry kryminał obecnie oznacza uwikłanie głównego bohatera w obyczajowe problemy, obok wątku prowadzonego dochodzenia autor relacjonuje rodzinne kłopoty Sterna.
Mimo zadatków na wciągający kryminał, fabuła ostatecznie nie okazała się porywająca - przez drugą część książki trzymała zaledwie w zaciekawieniu i bardziej intrygujące od tego, kto stoi za całym tym krwawym zamieszaniem było kiedy Stern w końcu przejrzy na oczy i to zauważy. I czy do tego czasu nie da się zabić. Główny bohater, z którego perspektywy przedstawione zostały wydarzenia, nie potrafił zresztą wzbudzić mojej sympatii, a bohaterowie drugoplanowi nie był na tyle ciekawi, żeby odciągnąć uwagę od jego dylematów. Rywalizacja między Sternem a Wilgą mimo potencjału także nie budziła emocji, a jego problemy domowe trochę ginęły na uboczu śledztwa.
To, co w tej powieści miało dla mnie największą wartość, to próba oddania klimatu Lwowa ledwie rok przed wybuchem wojny. Paweł Jaszczuk starając się przybliżyć czytelnikowi to piękne miasto nie tylko wykorzystał lwowską gwarę (na końcu książki znajduje się mały słowniczek), ale i przedstawił jego topografię i społeczność. Za plus uznać należy także wplatanie informacji o ówczesnych wydarzeniach politycznych czy sportowych. Niestety dbałość autora o przedstawienie realiów działań głównego bohatera okazało się także wadą książki – szczegółowość przedstawienia tras spacerów czy przejazdów Sterna oraz rozciągających się przed nim widoków często zabijała bowiem tempo akcji.
Powyższa litania powodów mojego niezadowolenia może się wydawać nieco przydługa w kontekście oceny końcowej, ale książkę czytało się całkiem dobrze. Duży wpływ na ogólne wrażenia miało jednak miejsce i tło akcji – dla nich warto sięgnąć po „Marionetki”. Gdyby tylko wątek kryminalny prowadził do bardziej zaskakującego zakończenia mogłabym wybaczyć nawet niezbyt sympatycznego Sterna. Niestety zakończenie rozczarowuje przewidywalnością, a sam Lwów to za mało żeby utrzymać żywe zainteresowanie czytelnika. Całkiem dobra lektura, ale jak na kryminał – zdecydowanie bez fajerwerków.
Paweł Jaszczuk, Marionetki
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2012, il. stron: 340
Moja ocena: 4/6
Trochę to studzi mój zapał, bo zamierzałam zabrać się za Jaszczuka. Najpierw jednak na tapetę miał pójść Plan Sary, i to podobno jest lepszy z tych dwóch lwowskich tomów. Hm. Chyba jednak nie zrezygnuję.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie rezygnuj, zwłaszcza że może i faktycznie "Plan Sary" jest lepszy - siostra czytała i choć bardzo wybredna z niej sztuka, wysoko oceniła. Ja nie mam porównania, ale możesz jeszcze podpytać Futbolową (blog Kreatywa), bo z jej recenzji wynika, że czytała obydwie części :)
UsuńCzytałam dużo pozytywnych opinii o powieściach z tej serii, ale żadnej nie czytałam. Po "Marionetki" raczej nie sięgnę, bo od kryminału oczekuję emocji i zaskakującego zakończenia.
OdpowiedzUsuńJa też dużo dobrego o tej serii czytałam. To moja pierwsza lektura z tego cyklu, ale na podstawie relacji siostry mogę polecić i "Plan Sary" P.Jaszczuka i - a może przede wszystkim" - "Kobietę bez twarzy" A.Fryczkowskiej. Podobno rewelacyjna książka. A moją siostrę niełatwo zachwycić ;)
UsuńKobieta bez twarzy - zdecydowanie tak! Skoro siostra ma tak dobry gust, to biorę się za Jaszczuka.
UsuńMój zapał też studzi...
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze - muszę przystopować, bo trzeba czytać to, co czeka...
A trochę tego jest. ;)
Czasem dobrze jest przeczytać, że jakaś książka nie jest lekturą obowiązkową ;)
UsuńZa "Plan Sary" wziął się mój mąż i niestety nie był zbytnio zachwycony. Ponoć opowieść była poszarpana, łatwo można było zgubić wątek. W dodatku bardzo brakowało mu przy czytaniu mapy. W tej powieści pewnie też jej nie ma?
OdpowiedzUsuńNie ma, choć przy ilości szczegółów jak choćby nazwy ulic, którymi główny bohater się przemieszcza, mapa na pewno znalazłaby zastosowanie :)
Usuń