Fabuła „Wagabundy” – drugiej części „Trylogii świętego Graala” pióra Bernarda Cornwella – rozpoczyna się w roku 1346. Znany czytelnikom z przygód opisanych w „Jeźdźcach z piekieł. Hellequin” młody angielski łucznik, Thomas z Hookton, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o związki łączące jego rodzinę z mityczną relikwią, przybywa do Durtham w północnej Anglii w przededniu bitwy pod Neville Cross, stoczonej między sprzymierzonymi z Francuzami Szkotami a garstką angielskich wojsk. Przeznaczenie znów daje o sobie znać i w ciągu kilku godzin Thomas nie tylko zyskuje dodatkową motywację, by poszukiwać Graala, ale i odkrywa istnienie bardzo niebezpiecznego wroga oraz poznaje wiernego kompana dalszej wędrówki.
Ponownie największe wrażenie robi sposób, w jaki Cornwell opisuje kolejny fragment wojny stuletniej - rozgrywającego się w XIV i XV wieku między Anglią i Francją szeregu konfliktów na tle głównie sukcesyjnym. Okresy walk przetykane latami spokoju, średniowiecznie zabobony, kult relikwii i początek Świętej Inkwizycji, święcący triumfy na polach bitewnych, wciąż jeszcze niepokonani angielscy łucznicy, pojawienie się nowych broni, w tym armat, największa epidemia czarnej ospy w Europie i najsilniej chyba kojarzona z tym etapem historii Joanna d'Arc – czy trzeba dalej zachęcać? W „Wagabundzie” opisane zostały zaledwie dwa lata pierwszej fazy wojny przypadającej na okres walk o panowanie w Bretanii. Po znaczącym zwycięstwie w bitwie pod Crecy w 1346 roku (co opisane zostało w "Jeźdźcach z piekieł") sytuacja Anglików okupujących Bretanię znacząco się poprawiła, jednak książę Karol z Blois powoli szykuje ofensywę. Mająca miejsce w 1347 roku obrona twierdzy La Roche Derrien przed zgromadzonymi przez niego wojskami nie tylko kończy fabułę tej części trylogii, ale i pokazuje, że istnieje sposób na pozbawienie angielskiej armii jej największej przewagi, czyli łuczników.
Cornwell bardzo zgrabnie równoważy wątek historyczny losami fikcyjnych bohaterów, przy czym należy podkreślić, że wydarzenia prawdziwe nie są tu jedynie tłem dla awanturniczej opowieści o spełnianiu obietnicy danej umierającemu ojcu czy poszukiwaniu legendarnego kielicha. Warto także zauważyć, że autor potrafi zaciekawić obrazem starć nawet czytelników generalnie niegustujących w literaturze wojennej. Choć opis samej bitwy pod Neville Cross zajmuje niemal pierwsze sto pięćdziesiąt stron książki i to w przerwie przygotowań do niej oraz relacji z jej przebiegu przedstawione zostały fikcyjne wydarzenia istotnie rzutujące na życie Thomasa, nawet przez moment nie czułam znudzenia. Spora w tym zapewne zasługa prostego języka, działających na wyobraźnię opisów oraz wiarygodnego zarysowania tła batalii, w tym przedstawienia przyjętej przez obie strony taktyki, a w końcu pokazanie przebiegu walk z perspektywy różnych ich uczestników.
Spisując wrażenia z lektury poprzedniej części trylogii zaznaczyłam, że historia Thomasa nie budziła we mnie zbytnich emocji. Mimo zachowania wcześniejszego, oszczędnego stylu narracji, tym razem nie miałam problemu z dopingowaniem zmagań głównego bohatera z przeciwnościami losu. Przemierzając ogarnięte wojną ziemie młody łucznik stawia kolejne kroki na drodze do pogodzenia się z własnym przeznaczeniem. Dręczony wyrzutami sumienia z powodu tragedii, którym nie zapobiegł, mając przeciwko sobie już nie tylko kuzyna, o którego istnieniu do niedawna nie wiedział, ale i cieszącego się poparciem Kościoła dominikanina oraz szukającego skarbu i nieskorego do wybaczania angielskiego rycerza, próbuje odnaleźć w sobie wiarę ojca w istnienie przyczyny kłopotów – legendarnego Graala.
Początek wojny stuletniej bez szkolnego przymusu przyswojenia dat i nazwisk to po prostu kawałek naprawdę ciekawej historii, a ta zawsze broni się sama. Z całą pewnością jednak dodatek pióra Cornwella wychodzi jej tylko na dobre – w jego wykonaniu opowieść o młodym angielskim łuczniku, który jest zarówno uczestnikiem istotnych dla przebiegu tego etapu konfliktu bitew, jak i obserwatorem zniszczeń, jakie wojna wywołała na ziemiach i wśród ludności państw nią ogarniętych, byłaby wciągająca nawet bez wątku poszukiwania Graala i tajemnicy rodziny, która niegdyś sprawowała nad nim pieczę. Trochę szkoda, że dzieje naszego narodu nie doczekały się współczesnego polskiego Cornwella, który potrafiłby połączyć dobrze udokumentowaną, a nie ubarwioną „ku pokrzepieniu serc” historię minionych wieków ze zgrabną i wciągającą fabułą.
Bernard Cornwell, Wagabunda
Instytut Wydawniczy Erica, 2009 , il. stron: 443
Ocena: 5+/6
Nie znam serii, ale jak widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńWarto :) Ty bardziej, że w końcu po polsku wydana została cała trylogia - niedawno na rynku pojawił się długo oczekiwany "Heretyk" :)
UsuńBardzo, bardzo warto :) Jasne, że tematyka historyczna musi znaleźć swojego odbiorcę, ale jak już znajdzie, to wciąga go okrutnie!
UsuńMam tę książkę, podobnie zresztą jak kilka innych Cornwella, ale jakoś nigdy nie po drodze mi z lekturą jego powieści, zawsze coś pilniejszego mi wypada, albo na coś innego mam ochotę.
OdpowiedzUsuńJa potrzebowałam czegoś zupełnie niefantastycznego po "Domu derwiszy" - i "Wagabunda" idealnie się nadał :)
UsuńNie wiem czy odnalazłabym się w takiej historii. Na półce czeka na mnie "Zimowy monarcha" - jeśli mi się spodoba to na pewno zapragnę poznać inne książki Cornwella. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie wiem jak wypada Trylogia Arturiańska i na ile jest podobna do czytanych przeze mnie książek Cornwella, bo jako część zbiorów własnych wciąż czeka na lepszy czas :) Ale jak sobie porównuję Trylogię świętego Graala z obiema książkami z cyklu Wojny Wikingów, to ta trylogia jest bardziej wojenna i historyczna - co jest chyba o tyle naturalne, że dotyczy okresu późniejszego, wiec i lepiej udokumentowanego. Jeśli niezbyt dobrze czujesz się w historiach wojennych, może po drodze do tej trylogii sięgnij po "Ostatnie królestwo". Świętna książka rozpoczynająca bardzo fajną serię "Wojny Wikingów" :)
UsuńDzięki za polecenie, pomyśle o "Ostatnim królestwie" :)
Usuń