wtorek, 17 lipca 2012

Nowa Fantastyka 7/2012

Lipcowa Nowa Fantastyka bardzo mocno stawia na filmowo-komiksowe zainteresowania swoich czytelników – publicystykę zdominowały ekranizacje, ze szczególnym naciskiem na Batmana. Fani Mrocznego Rycerza powinni być naprawdę ukontentowani. 

Zacznijmy od artykułów. W „Zgubie nietoperzaMichał Chudoliński pisze, czego można się spodziewać po Nolanie w wieńczącym trylogię filmie ”Mroczny Rycerz powstaje” i dlaczego jego pomysł na pokazanie historii o Batmanie może rozczarować spragnionych rozrywki widzów. W komplecie z człowiekiem-nietoperzem czytelnicy NF otrzymują kobietę-kota w tekście Michała R.Wiśniewskiego, ukazującym komiksowe i filmowe koleje losu tej fascynującej postaci, od pierwszego zeszytu Batmana w 1940 roku do roli Anne Hattaway w najnowszym filmie Nolana. Do pełni szczęścia fanom komiksu brakowałoby zapewne tylko wywiadu z jednym z twórców historii o Batmanie, i pełni szczęścia fani zaznają dzięki ciekawiej rozmowie, jaką Michał Hernes przeprowadził z Chuckiem Dixonem, "ojcem" Bane'a. Pozostając w świecie komiksowych bohaterów, Marek Grzywacz w „Odświeżyć pająka” pisze o najnowszej odsłonie przygód Spider-mana, z wypowiedzi studia i zwiastunów wróżąc wierniejszą, mroczniejszą i chyba ciekawszą adaptację historii chłopca, który wskutek ukąszenia pająka stał się bohaterem. Ja się czuje bardzo zachęcona. Przy okazji recenzji czwartego sezonu serialu "Czysta krew" w numerze zamieszczono także krótki wywiad z Deborah Ann Woll (wampirzyca Jessica).

Dość przekrojowy artykuł Andrzeja Kaczmarczyka przedstawia kolejne wcielenia Kuby Rozpruwacza pokazując, jak tajemniczy morderca z wiktoriańskiego Londynu najpierw pobudzał wyobraźnię literatów, a potem filmowców. Zaskakuje ilość odniesień i pomysłowość autorów w wikłaniu tej postaci w najwymyślniejsze fabuły. Artykuł „Wyprawa na kraniec ZiemiAleksandra Daukszewicza reklamowany jest na przedniej okładce jako ocena Terry'ego Prattcheta jako autora sf, ale z przedstawienia najnowszej książki tego autora (napisanej wspólnie ze Stephenem Baxterem) publicysta przechodzi do refleksji na temat samego Pratchetta, jego żegnania się z czytnikami i możliwego przejęcia literackiej sukcesji po nim. Natomiast Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz tym razem wyciągają z lamusa i przybliżają czytelnikom koncepcję pustej ziemi, która - choć pojawiła się już u Platona – zawładnęła wyobraźnią wielu osób, w tym pisarzy, od początku XIX wieku.

Felietoniści w nieco zmienionym składzie podzielili się na dwa obozy – filmowy i niefilmowy. Jakub Ćwiek we „Wrażliwcach” proponuje podział literatury na działającą na intelekt lub na emocję, by poprzez odejście od podziału na teksty rozrywkowe i ambitne uniknąć wywyższania jednego rodzaju nad drugi. Michal J. Sullivan tym razem radzi, jak opisywać ludzi i miejsca, by pobudzać wyobraźnię odbiorcy zamiast zanudzać go raportami z inwentaryzacji. Rafał Kosik w „Profilowanym product placement” trochę przeraża wizją marketingu, który wciska się wszędzie, nie tylko w to, co teraz widzimy, ale i w nasze archiwa, modyfikując ich treść. Świadomi zawodności i zmienności pamięci polegamy na tym, co zapisane i uwiecznione, więc aż strach pomyśleć, co by było, gdyby wizja autora się sprawdziła. Butelka Coca-coli na zdjęciu z moich pierwszych urodzin (wieki temu) to naprawdę najmniejszy problem. Zamiast felietonu Wattsa, tym razem Jerzy Rzymowski z nowym cyklem „SeriaLove zwJeRzenia”. W tekście zatytułowanym „Przebudzenia” pisze on o serialu "Awake" tak zachęcająco, że aż chce się go zobaczyć. W końcu Łukasz Orbitowski w „Wielkiej senności” dzieli się z czytelnikami swoim rozczarowaniem filmem „The Wicker tree”, będącym nieudanym sequelem „The Wicker Man”. I znów mnie rozbawił. Chyba gorzej bym zniosła zniknięcie z NF Orbitowania, niż Wattsa. 

Z opowiadaniami tego numeru mam drobny problem, bo żadne z nich mnie nie zachwyciło, choć każde miało jakiś ciekawy element. Gdybym miała wskazać opowiadanie, które najbardziej mi się podobało, nie byłby to tekst Wattsa, ale „Bestia najgorsza” Michała Cetnarowskiego. Językowe zabawy autora sprawiają, że opowiadaną przez niego historię Jana Korwina Pałuby, który sieje zamęt w umysłach ludzkich i poprzez  różnorakie akcje realizuje swój program zmiany świata, czyta się wolniej, ale warto wejść w ten dziwny rytm narracji nienaturalnie pełnej metafor. Jest śmiesznie i strasznie zarazem, i - co ważne - do końca zajmująco. „Zapach deszczuJanusza Stasika to historia mężczyzny, który samą swoją obecnością sprowadza deszcz, opowieść o samotności i szukaniu miejsca dla siebie. Dobrze się czytało, ale bez emocji. Te zdawało się, że zapewnią „OdlatującyBrada R.Torgersena, ale ostatecznie tekst mnie lekko rozczarował. Historia rozpoczyna się w momencie wybuchu Ziemi. Przerażona dwójka dzieci – jedenastoletni narrator Mirek i czteroletnia Irenka - zostaje przez ojca w ostatniej chwili umieszczona na pokładzie statku kosmicznego. Udaje im się uciec, ale to nie koniec przygód, rozpętała się bowiem kosmiczna wojna i trudno zdecydować, który kierunek gwarantuje bezpieczeństwo. Tekst początkowo autentycznie wzruszał, potem tylko ciekawił, ale po przeczytaniu ostatniego zdania miałam wrażenie, że skoczyłam czytać bajkę sf. Na ostatnie opowiadanie numeru – „MalakaPetera Wattsa - czekałam od miesiąca. Bohaterem jest robot, doskonała maszyna bojowa, która na polecenie ludzi wykonuje misje wojskowe. Watts po raz kolejny porusza problem inteligencja a świadomość, tym razem dorzucając jeszcze kwestię wyboru między dobrem a złem. Czy tekst jest ciekawy? Bardzo. Czy porusza? Niestety nie. Trudno się przejąć historią tak opisanego robota, dlatego choć „Ślepowidzenie” pochłaniałam, to „Malak” nie zachwycił.

Ostatnio pomijam w omówieniach recenzyjną część NF, ale tym razem zrobię mały wyjątek. Bardzo mi się podobało, że filmowe recenzje „Mrocznych cieni” i „Królewny Śnieżki i Łowcy” napisali autorzy tekstów promujących te filmy w poprzednich numerach, niejako konfrontując na łamach pisma swoje oczekiwania z otrzymanym obrazem. 

Choć w mojej ocenie lipcowy numer jest słabszy niż kilka poprzednich, warto się weń zaopatrzyć dla opowiadań Wattsa i Cetnarowskiego, a jeśli jest się fanem komiksowych herosów – dla bardzo rozbudowanej w tym zakresie części publicystycznej.

--------------------------------------------------
Pewnie wszyscy zainteresowani już o tym wiedzą, ale gdyby do kogoś taka informacja jeszcze nie dotarła uprzejmie donoszę, że wszystkie opowiadania nominowane do tegorocznej nagrody im. Janusza A. Zajdla są dostępne za darmo w sieci TUTAJ. Niezależnie od tego, czy wybieracie się na Polcon i zamierzacie głosować, czy nie, warto przeczytać.

5 komentarzy:

  1. Wiesz co, z tymi "Odlatującymi" to też mi się zakończenie średnio podobało.

    *SPOILER*
    Było zbyt szczęśliwe i cukierkowe :P Wolałabym jakby jednak go nie "przywrócili do życia"...
    *SPOILER*
    Ale mimo to pomysł jest naprawdę fajny i czytało się z przyjemnością :)

    Co do pozostałych elementów miesięcznika to całkowicie się zgadzam, oprócz tylko tego Orbitowskiego :P Jak dotąd nie dostarczył mi żadnych inspiracji, jak to zrobił Rzymowski w swoim pierwszym tekście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to mnie zirytowało: MEGA SPOJLER biedny chłopiec, tyle w życiu wycierpiał, dajmy mu sprawne nogi i fajną dziewczynę, niech się cieszy. A już narodziny córeczki Irenki i akces do misji pogrzebały dla mnie tę historię kompletnie. Lubię happy endy, bardzo lubię, ale czasem psują historię. I tu był właśnie ten przypadek. KONIEC
      A fajny pomysł to za mało, żeby zostać hitem numeru ;)

      Widzisz, bo ja w Orbitowaniu nie szukam filmowych inspiracji. Zresztą ja mało filmowa jestem. Po prostu lubię czytać refleksje i dygresje Łukasza Orbitowskiego. To, że dotyczą one filmów ma dla mnie znaczenie tylko o tyle, że wolę czytać teksty o czymś, niż o niczym. Jak dla mnie równie dobrze mógłby pisać o książkach, muzyce czy roślinkach doniczkowych :)

      Usuń
  2. E tam, a ja jednak wyżej cenie szczęśliwe zakończenie niż udziwnioną formę, dlatego wolę Odlatujących, niż Cetnarowskiego.;) W ogole mam wrażenie, że po Martinie autorzy boją się happy endów, a krwiożercza publika wygląda jedynie dramatu (czego niżej podpisana przykładem) doceniam więc odwagę autora Odlatujących.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia! Tylko niech pasują do reszty utworu :) Dlatego happy endom mówię tak (i ich pożądam), ale Odlatujący mnie rozczarowali :)

      Usuń
  3. tematyka artykułów "gackowa", ale ogólnie numer całkiem dobry

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za podpisywanie się w komentarzach. Pozwoli mi to na identyfikację stałych gości. Z góry dziękuję. :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...