czwartek, 2 czerwca 2011

Hubert Klimko-Dobrzaniecki RZECZY PIERWSZE

"(...) Ktoś kiedyś powiedział, że literaturoznawstwo i psychologia dawno odkryły, iż nikt nie potrafi powiedzieć w autobiografii prawdy, całej prawdy i tylko prawdy. Każdy stara się wyglądać na trochę lepszego lub trochę gorszego, według gustu. Niby chodzi tylko o to, żeby jak najbardziej zbliżyć się do prawdy o rzeczach zasadniczych. Ja chciałem w swojej książce opowiedzieć prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. (...)"
( Słowo od Autora)

Nadmierne oczekiwania nierzadko skutkują zmniejszoną satysfakcją, dlatego po zachwycie "Kołysanką dla wisielca" nieco obawiałam się lektury kolejnej powieści Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Zupełnie bezzasadnie. W przyszłości będę ufniejsza.Obiecuję.

"Rzeczy pierwsze" to autobiografia, w której autor opisuje swoje życie od narodzin aż do wyjazdu do Wiednia. Może "opisuje" nie jest najtrafniejszym słowem, bo to raczej spis wspomnień o ludziach i wydarzeniach ważnych dla niego. Poza onirycznym wstępem przedstawiającym wariantowo narodziny pisarza, pozostałe wspominki są jak najbardziej prawdziwe, choć wrażliwość autora pozwoliła mu na dostrzeżenie i oddanie w książce doniosłości chwil pozornie przeciętnych.


Niekiedy absurdalnie komiczne, czasem wzruszające albo - przeciwnie - bardzo dosadne są te kartki z życia pisarza. W jego opowieściach należne uwiecznienie znaleźli wujek Lutek - mężczyzna jego wczesnej młodości, dziadkowie (piękny fragment o ich wiejskim życiu - wprost magiczny), japoński przyjaciel znaleziony na obczyźnie i pierwsza wielka miłość.  Dzięki książce zostało po nich coś więcej niż buty w pudełku czy maszyna do pisania marki Victory.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki potrafi opowiadać. To zaledwie 100 stron tekstu, ale każda z nich wypełniona jest esencjonalną treścią.  Choć nie stosuje on wyszukanych porównań, wielkich słów ani skomplikowanych form stylistycznych, jego proza pięknie oddaje uczucia i obrazy. A że nie obawia się pisać o refleksjach, które wiele osób ma, ale niewiele się nimi dzieli, przekaz książki był dla mnie niezwykle prawdziwy.  

Przykład? Ja także, jak autor, w dzień Pierwszej Komunii Świętej, kiedy Hostia przykleiła mi się do podniebienia, upatrywałam w tym znaku z góry, że nagrzeszyłam w ciągu tych kilku godzin od pierwszej spowiedzi. Nikomu nigdy nie zdradziłam, jaki to był stres, przerażenie, że nie jestem godna. Jak się modliłam i międliłam opłatek językiem. I jaka to była ulga, gdy się w końcu rozpuścił i mogłam po przełknąć. Dlatego ja wierzę we wszystko, co Klimko-Dobrzaniecki pisze. Bo wiem, że jakby się to wydawało nieprawdziwe, opowiada on prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. A że czasem prawda brzmi nieprawdopodobnie? Takie jest życie.

Dodam tylko, że w książce niewiele jest wspomnień z pobytu na Islandii. Ten brak uzupełnia "Kołysanka dla wisielca", o której pisałam tu.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Rzeczy pierwsze
Wydawnictwo Znak, 2009, il. stron 104
ocena 5+/6

5 komentarzy:

  1. Widziałam tę książkę w promocji i biłam się z myślami czy ją kupić czy nie:). Obawa zwyciężyła, ale jak widzę będę musiała ponownie się za nią rozejrzeć:)). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że przeczytam w niezbyt odległym czasie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak weszłam teraz tutaj do Ciebie i poczułam jak bardzo lubię ten blog :). Tyle, bo recenzowana książka w żaden sposób mnie nie interesuje ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny tekst, który jest idealnym przykładem, jak NIE należy pisać...

    Marquez

    OdpowiedzUsuń
  5. kasandra_85
    Kojarzę, że podobał Ci się "Bornholm Bornholm" tego autora. Nie czytałam, ale słyszałam opinie, że "Rzeczy pierwsze" są lepsze. Ja w każdym razie książkę gorąco polecam i oczywiście pozdrawiam :)

    pisanyinaczej
    Trzymam kciuki, żeby się udało :)

    C.S.
    Dziękuję :) Rozumiem, jeśli jednak kiedyś, zupełnie przypadkiem, jakaś książka tego autora wpadnie Ci w ręce, nie wyrzucaj od razu, ale przynajmniej zajrzyj do środka - jego proza naprawdę może się podobać :)

    Marquez
    Witam ponownie i dziękuję za wiarę, że w ciągu doby mój styl pisania mógł się zmienić na tyle, aby sprostał Twoim oczekiwaniom. Przykro mi, że rozczarowałam. Myślę, że możesz bezpiecznie założyć, że reszta moich tekstów, których zresztą nie nazywam recenzjami, również Cię nie zachwyci. W żaden sposób nie bronię jednak ich komentowania - jeśli masz taki kaprys, pod każdym z nich możesz napisać, że "tak pisać nie należy". O ile nie szkoda Ci na to czasu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za podpisywanie się w komentarzach. Pozwoli mi to na identyfikację stałych gości. Z góry dziękuję. :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...